Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monumentalne betonowe budynki wciąż kuszą amatorów historii wojny

Wojciech Mąka [email protected] tel. 52 32 63 149
Jesteśmy na dachu silosu na wodę w zakładzie D.A.G. Krzystkowice. Echo jak w tunelu, rzucony w dół kamień spada dobrych kilka sekund zanim uderzy w dno
Jesteśmy na dachu silosu na wodę w zakładzie D.A.G. Krzystkowice. Echo jak w tunelu, rzucony w dół kamień spada dobrych kilka sekund zanim uderzy w dno Fot. Autor
Resztki ciał rosyjskich żołnierzy polscy kolejarze znajdowali na gałęziach drzew sto metrów od miejsca wybuchu. Tak w 1945 roku zakończył się patrol czerwonoarmistów po terenie niemieckiej fabryki materiałów wybuchowych w Krzystkowicach.

www.pomorska.pl/bydgoszcz

Więcej informacji z Bydgoszczy n astronie www.pomorska.pl/bydgoszcz

Nigdy dotąd tam nie byłem.

D.A.G. Christianstadt. Teraz, po polsku: Krzystkowice. Niedaleko obecnej polsko-niemieckiej granicy. Dawniej filia spółki akcyjnej Alfred Nobel Dynamit Aktien Gesellschaft - tej samej, która wybudowała zakład produkujący amunicję na potrzeby niemieckiej armii w czasie II wojny w Bydgoszczy.
Czterdzieści kilometrów dalej na zachód następny zakład - filia Deutsche Sprengchemie GmbH. To takie miejsce, o którym mówi się, że pociągi wjeżdżały pod ziemię...
Dziś to jedne z najbardziej zdumiewających reliktów II wojny światowej na obecnych terenach Polski. Opuszczone i porośnięte lasami...
Czas ruszać.

Farba była biała

Zakład D.A.G. Krzystkowice miał dwa ujęcia wody. Specjalne, sztuczne zbiorniki, w które wpływała woda z rzeki Bóbr. Na końcu zbiorników znajdowały się pompy wody - przesuwały się w górę i w dół w zależności od poziomu wody. Niemożliwe w tamtych czasach? Możliwe. Resztki instalacji wciąż można obejrzeć na własne oczy. Tak samo, jak stalową kratownicę pomostu między zbiornikami, której jeszcze o dziwo nikt nie ukradł.

Nie chce się wierzyć, że w lutym 1945 roku, gdy teren Krzystkowic został wyzwolony przez Armię Czerwoną nikt kombinatem zbrojeniowym D.A.G. się nie interesował. A takie są powszechne opinie.
Leszek Adamczewski, autor i badacz, przywołuje w jednej ze swoich publikacji relację Reginy Łażewskiej z Poznania, która w Christianstadt przebywała jako pracownik przymusowy. Łażewska twierdzi, że tuż przed nadejściem frontu Niemcy rozpoczęli demontaż fabrycznych urządzeń.
Oglądamy najbardziej spektakularne obiekty D.A.G. Krzystkowice. Dwie potężne kotłownie, bocznicę kolejową z suwnicą... Coś niesamowitego, te monumentalne betonowe budynki stoją opuszczone wśród lasu. Z dala widać tylko dwa grube, ale niskie kominy z cegły, które wyglądają tak, jakby były wyprodukowane wczoraj.

Na jednej ze ścian wewnątrz kotłowni znajdujemy cztery rosyjskie litery nasmarowane pędzlem i farbą, która kiedyś była biała. Napis stary, farba się łuszczy... To skrót od Narodowej Komisji Trofeów Wojennych. Tak nazywała się radziecka wojskowa komórka, która "zabezpieczała" urządzenia techniczne używane przez Niemców. W praktyce oznaczało to wywożenie do ZSRR wszystkiego, co się udało zdemontować...

A więc jednak Rosjanie interesowali się fabryką...

Świadkowie mówią

Ta historia jest niesamowita. Opowiedział mi ją Henryk Wełniak z Bydgoszczy.
Najpierw słowo wyjaśnienia: filia D.A.G. w Bydgoszczy powstawała, gdy zakłady D.A.G. Krzystkowice już działały. Oba zakłady wymieniały między sobą tysiące pracowników przymusowych.

Historia ojca pana Wełniaka: - W 1939 roku ojciec dostał przydział do prywatnej, niemieckiej firmy budowlanej: Habermann & Guckes A.G. Zatrudniono go z datą 28 listopada 1939. Pracował od strony Łęgnowa, dojeżdżał do pracy rowerem. Budowa wyglądała tak - przed nimi szli geodeci i ekipy wycinające las. Potem wyciągano w górę budynki. Pewnego dnia ojciec został porażony przez prąd. W jakimś budynku kabel pod napięciem wpadł do zbiornika z wodą. Wielu zginęło. Ojciec miał poparzone nogi. Trafił do zakładowego lazaretu, ale leczenie niewiele pomogło. Potem ojca przerzucono do pracy w zakładzie w Krzystkowicach. Transport kolejowy liczył kilkanaście wagonów, w których przewożono ludzi. Na miejscu, w Krzystkowicach zakwaterowano ich w barakach, w obozie. Byli tam nie tylko Polacy. Brakowało właściwie jedynie Żydów. Najgorzej mieli Rosjanie. Ojciec pamiętał, jak kiedyś, z głodu, jeden z Rosjan zabił wachmana pilnującego kopca ziemniaków. Inni Rosjanie rzucili się do jedzenia. Tego, który zabił, Niemcy potem powiesili. Ojcu po wypadku wciąż dokuczały nogi. Tymczasem niemieccy budowniczowie mieli kłopot z krętymi schodami w jednym z obiektów. - Lagerführer zrobił zbiórkę i szukał chętnych do rozwiązania kłopotu. A ojciec znał się na rysunku technicznym, więc się zgłosił. Schody udało się zbudować, jak trzeba. W zamian Lagerführer obiecał ojcu pomóc. Wysłał go do szpitala we Wrocławiu. Miał powiedzieć: "Przekonasz się, że nie wszyscy Niemcy są źli".

Pamięć za euro

Drugowojenną filię zakładów Deutsche Sprengchemie w obecnym polskim Brożku trudno ogarnąć.
Pośrodku w dawnym budynku dyrekcji mieszają się języki. Gość w recepcji zaczyna gadać po niemiecku...
To wszystko dlatego, że jest tu centrum paintballa. Głównie przyjeżdżają tu Niemcy i Czesi. Strzelają do siebie kulkami z farbą.

Dawna fabryka amunicji to 400 hektarów, dobre kilkaset budynków. Wszystkie opuszczone. I nie do końca - jak niektórzy mówią - rozminowane. W ciągu ostatnich kilku lat zginęły na jej terenie trzy osoby.
Ta wiadomość powoduje, że gdy idziemy leśnymi duktami, bardziej niż zwykle uważamy na to, co mamy pod butami.

Budynek kotłowni namierzyliśmy, oglądając zdjęcia satelitarne na googlach. Potem koordynaty GPS i jest. Na początku zawód...
- Co to ma być? Taki mały budyneczek? Po to przedzieraliśmy się przez las?
Pierwszy do środka wszedł Andrzej. Krzyczy tak, że słyszymy, stojąc 30 metrów dalej. Lecimy. Wchodzimy do obiektu obsypanego z każdej strony ziemią. Teraz my krzyczymy.

Wewnątrz otwiera się przed nami potężna, wybetonowana dziura w ziemi. Głęboka na cztery piętra. Cztery piętra w głąb ziemi! Po bokach resztki podestów, dwa szyby wind. Po jednej ze stron wjazd na wagony z węglem. A więc jednak legenda po części jest prawdą. Z tym, że wagon nie wjeżdżał pod ziemię.
Po wojnie nikt tymi zakładami się nie interesował. Chłopaki od paintballu mieli kiedyś plan fabryki, ale go pożyczyli i już do nich nie wrócił...

Tutaj też były obozy dla pracowników przymusowych. Ktoś o nich pamięta? Nie wiem.
Na niemieckim portalu aukcyjnym eBay można kupić przepustkę dla pracownika zakładu, numer 1001, data wystawienia 21 lipca 1944. Cena wywoławcza 39 euro.

Dziękuję Jarkowi Butkiewiczowi (BSMZ "Bunkier"), Maciejowi Kuleszy i Andrzejowi za towarzystwo i informacje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska