Druga odsłona procesu o jedną z najkrwawszych zbrodni w ostatnich latach rozpoczęła się od zeznań świadka. Był nim Jarosław B., jeden z synów zamordowanej 58-letniej Łucji B. - W dniu zaginięcia matki dom mojego brata Sławomira nie był przeszukany - wyjaśniał świadek. - Nie wiem, dlaczego. Może w tę akcję poszukiwawczą było zaangażowanych zbyt wielu policjantów i trochę pogubili.
Przypomnijmy, że historia zbrodni sięga 19 września 2011 roku. To tego dnia zgłoszono policji zaginięcie Łucji B.
Kobieta mieszkała w Kamionce, w domu oddalonym około 50 metrów od gospodarstwa jej syna. A to właśnie na posesji Sławomira B. i jego partnerki - obecnie oskarżonej - Renaty K. dwa tygodnie po zaginięciu znaleziono zwłoki matki. W trakcie czyszczenia szamba wyłowiono z niego rękę Łucji B. W różnych częściach gospodarstwa znaleźli poukrywane, rozczłonkowane części ciała B.
Przeczytaj również: Zabiła i poćwiartowała teściową!
Po przesłuchaniach w śledztwie prokuratura przedstawiła Renacie K. zarzut zabójstwa. Dziś sędzia Andrzej Bauk wysłuchał także innego świadka. - Dnia, gdy zaginęła moja bratowa, pojechaliśmy do Kamionki - mówi Krystyna B., mieszkanka Tucholi. - Poszukiwania Lusi trwały do północy. Następnego dnia umówiłam się na spotkanie z jasnowidzem.
- I co powiedział ten jasnowidz? - zapytał sędzia Bauk.
- On nas w błąd wprowadził, bo powiedział, że Lusia jest najwyżej kilometr od miejsca zamieszkania. Mówił o jakimś jakby tartaku, składowisku drewna. Powiedział, że nie wie, czy ona żyje. Chłopcy przeszukali pobliskie zręby i zarośla. Bez efektu.
- Ola, młodsza córka oskarżonej powiedziała coś, na co wtedy nikt nie zwrócił uwagi - opowiadała Krystyna B. - Mówiła, że 19 września babcia u nich nocowała. Gdy to wszystko wyszło na jaw, druga córka Weronika zapytała mnie: "Czy jak zeznam w sądzie, że jej (Renacie K., przyp. red.) pomagałam, to pójdę do więzienia?".
Według świadka, Weronika, starsza córeczka K. miała 19 września na polecenie matki zawołać do domu Łucję B. - Przytuliłam małą - wyznaje bratowa zamordowanej: - I powiedziałam: "Co mówisz, Weroniczko, dzieci nie idą do więzienia.
Według tej wersji Renata K. miała posłużyć się dzieckiem, by zwabić Łucję B. do domu. Zdaniem śledczych kobieta zabiła potem swoją niedoszłą teściową w piwnicy, bijąc ją młotkiem.
Na słowa Krystyny B. zareagowała Renata K.: - To kłamstwa. Cała rodzina B. kłamie. Oni zawsze byli przeciwko nam, przeciwko mnie i moim dzieciom. To Sławomir zamordował swoją matkę, a nie ja. Tego dnia był pijany i straszył, że zabije mnie i dzieci.
Rozprawie przysłuchiwali się mieszkańcy Śliwic i Kamionki. Po sali przeszedł szmer niedowierzania.
Zobacz też: Renata K. zabiła i poćwiartowała niedoszłą teściową?
W zeznaniach K. jest wiele rozbieżności. Już w listopadzie, gdy rozpoczął się proces, Renata K. mówiła o tym, że jej konkubent miał rzekomo utrzymywać stosunki seksualne z własną matką. Teraz o tym nie wspomniała. Gdy sędzia zapytał, dlaczego tym razem pominęła ten fakt, nie potrafiła odpowiedzieć.
Oskarżona dodała: - Sławomir pił bez przerwy.
- Skąd zatem miał pieniądze na to nieustanne pijaństwo? - pytał sędzia Andrzej Bauk.
- Z wypłaty.
- Ile on zarabiał? - sędzia nie ustępował w zadawaniu pytań.
- Dwa i pół tysiąca.
Andrzej Bauk zapytał, jak to możliwe, że nieustannie pijąc Sławomir B. codziennie jeździł do pracy na godzinę 6.00. Renata K odparła: - Brat go woził.
W poprzednich zeznaniach K. mówiła, że już po zabójstwie, po tym, gdy konkubent groził śmiercią jej i jej dzieciom, pojechała do pobliskich Śliwic na zakupy.
- Dlaczego pani nie powiedziała wtedy o wszystkim policji? Przecież była okazaja. Dzieci miała pani przy sobie, była pani poza domem - pytał sędzia.
- Byłam roztrzęsiona, bałam się - tyumaczyła K.
- Była pani roztrzęsiona, ale w tym stanie robiła pani niewielkie zakupy w sklepie, płaciła w kasie? Jak to?
Rozbieżności w wyjaśnieniach Renaty K. jest więcej. Zmienia szczegóły mówiąc o tym, w jaki sposób pozbyto się ciała zamordowanej Łucji B.
- Sławomir ćwiartował ciało, a ja musiałam je pakować do worków - mówiła K.
- Przedtem zeznawała pani, że trzymała B. za nogi - zauważył sędzia.
Po chwili namysłu K. odniosła się do uwagi sędziego: - Trzymałam ją za nogi, gdy pakowałam je do worków.
K. grozi do 25 lat więzienia, albo dożywocie.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »