- Gdyby nie rower...
- Rowery od zawsze były w naszym domu, ale nauczyłem się jeździć dosyć późno - w trzeciej albo czwartej klasie. Zaczynałem od rodzinnych wypadów za miasto. Do podstawówki miałem blisko, ale już do liceum przy dawnym Pl. Świerczewskiego dojeżdżałem rowerem. I od tego czasu poruszam się niemal wyłącznie na dwóch kółkach. Pasją zaraziłem żonę, która, co prawda, jeździła w dzieciństwie, ale potem miała długą przerwę. Po ślubie już nie miała wyjścia, musiała wrócić na rower. W ten sposób docieramy do pracy i odwozimy dzieci do przedszkola i szkoły. Rower przede wszystkim pozwala oszczędzić czas. Podam przykład: wczoraj około godziny 16 musiałem przemieścić się na Podgórz, a ponieważ wymagany był strój formalny, wybrałem się autobusem. Podróż zajęła mi 35 minut, z czego 15 minęło, gdy pokonywaliśmy odcinek od Pl. Artylerii do mostu. Rowerem całą tę trasę przejechałbym w 20 minut.
- A komfort jazdy na dwóch kółkach po naszych ulicach?
- Jeżeli chodzi o drogi rowerowe, to jest coraz lepiej, ale wciąż mamy sporo do zrobienia. Brakuje przede wszystkim niewielkich odcinków między istniejącymi trasami, by powstały wielokilometrowe ciągi. Z jakością nawierzchni bywa różnie. Przykładowo, mamy fenomenalnie wykonaną trasę wzdłuż ul. Bydgoskiej między Matejki a Sienkiewicza. To wzorcowe rozwiązanie - doskonały projekt i wykonanie. Z drugiej strony jest odcinek budowany wzdłuż ulicy Olimpijskiej. Choć to nowa nawierzchnia, już jest nierówna. Inna sprawa to starsze odcinki. Chociażby pas dla rowerów na ul. Gagarina. Stan płytek chodnikowych z lat siedemdziesiątych jest tragiczny. I zawsze mam dylemat, czy jechać tędy i wytrząść się, czy - wbrew zakazowi - po jezdni. Niestety, w wielu miejscach po prostu musimy poruszać się wśród samochodów.
- Kierowcy tego nie ułatwiają...
- Dla wielu z nich rowerzysta to zakała i zawalidroga. Wymuszanie pierwszeństwa przez auta i wynikające z tego scysje zdarzają się nam niemal codziennie. Niektórzy kierowcy w ogóle nie rozpoznają oznaczeń, potwierdzających nasze uprawnienia. Ale i to na szczęście się zmienia. Problemem bywa też zachowanie pieszych. Zdarza się, że ktoś prowadzi na kilkumetrowej smyczy psa i zmierzę zamiast iść chodnikiem, wchodzi na pas dla rowerów, blokując przejazd.
- A grzeszki rowerzystów?
- Podstawowy to jazda po chodniku, ale w wielu miejscach zwyczajnie nie daje się inaczej. Tu chodzi raczej o kwestię, jak się jedzie. Jedni rowerzyści poruszają się powoli, szanując pieszych. Inni przepychają się, nadużywają dzwonka. To zwykłe chamstwo. Ja na chodniku zamiast go używać, wolę powiedzieć "przepraszam" i "dziękuję". Za to na drodze rowerowej dzwonka nie oszczędzam. To moje zbójeckie prawo.