Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na piechotę

Małgorzata Święchowicz [email protected] Fot. Tadeusz Pawłowski
Tadeusz Pawłowski
Dyrektor Mróz z Poznania pamięta bałagan w szkołach, telefony, pretensje uczniów. - To był cyrk - wspomina nabór do liceów i techników. Teraz cyrku u niego nie ma. Za to u nas jest co roku. Tylko Toruń ma już tego dosyć.

     W ubiegłym tygodniu w naszym regionie miał zakończyć się nabór do szkół ponadgimnazjalnych, ale jeszcze potrwa, być może do końca sierpnia. Największy problem mają licea profilowane i zawodówki. Wciąż czekają na chętnych.
     - Nabór? Zapomnieliśmy, że był - mówią w Poznaniu. Uporali się z tym w trzy godziny. W Szczecinie zrobili to w 90 minut. Także w Kartuzach dawno sobie z tym poradzili.
     Tyle podań nadaremnie
     
- Co roku to samo - wzdycha znajoma polonistka. Pracuje w komisji rekrutacyjnej, siedzą całą komisją nad pół tysiącem podań, świadectw, zaświadczeń. Każdego roku chętnych jest dwa, trzy razy więcej niż miejsc w klasach. Więc nauczycielki przekopują się przez dokumenty, liczą punkty, sprawdzają zaświadczenia, ważą - tego przyjąć, czy tego. Gdy w końcu wywieszą listy przyjętych, okazuje się, że część wcale nie chce być przyjęta, bo już dostała się gdzie indziej.
     - Zabierają dokumenty i fiuu, tyle ich widzimy - mówi polonistka. Zła, że tyle podań trzeba rozpatrywać nadaremnie.
     - Szkoły żyją w niepewności - przyznaje Ryszard Machnowski, który kieruje Wydziałem Oświaty we Włocławku. W pierwszym naborze mają więcej chętnych, niż mogą przyjąć, ale żadnego powodu do radości, bo uczeń wciągnięty na ich listę w każdej chwili może stać się uczniem konkurencji. Więc trzeba liczyć na drugi nabór. A czasami także w drugim naborze nie zapełni się wszystkich klas.
     W tym roku absolwenci gimnazjów razem z oryginałem świadectwa i zaświadczenia o wynikach egzaminu kończącego szkołę, dostali trzy kopie dokumentów. Dzięki temu każdy mógł starać się o przyjęcie do trzech szkół ponadgimnazjalnych. A niektórzy, żeby jeszcze bardziej zwiększyć swoje szanse, składali podania do czterech. I choć w regionie absolwentów gimnazjów jest niewiele ponad 30 tysięcy, to szkolne komisje rekrutacyjne musiały przeczytać przynajmniej 100 tysięcy podań, ocenić 100 tysięcy świadectw i 100 tysięcy zaświadczeń o zdanym egzaminie gimnazjalnym.
     Szkoda papieru
     
W Kościerzynie nikt nie kopiuje świadectw i nie biega z nimi od szkoły do szkoły. Wszystko odbywa się komputerowo. Rekrutacja zaczyna się już 1 marca, uczniowie nie ruszając się ze swoich gimnazjów wskazują, do którego liceum chcą się dostać i do jakiej klasy. Szkolny sekretariat wprowadza to w system, później podaje informacje o wynikach uczniów z egzaminu gimnazjalnego i ocenach na świadectwie. Nad całością czuwa sztab przy komputerach - Powiatowa Komisja Rekrutacyjna. Systemem są objęci nie tylko uczniowie z Kościerzyny, ale i okolic. W Internecie na bieżąco śledzą rozwój wypadków - ile osób chce się dostać do tej samej szkoły, co oni, ile trzeba mieć punktów, żeby być przyjętym. Jeśli nie mają szans - zmieniają decyzję.
     - Każdy ma prawo do sześciu zmian - mówi Grzegorz Zabrocki, naczelnik kościerzyńskiego Wydziału Oświaty. Przed każdą zmianą można się naradzić z rodzicami, nauczycielami. Jest czas, nikt uczniów nie pogania.
     A tu bieganie i ból głowy
     
Jak jest u nas? Gdy wywieszane są listy przyjętych, co roku powtarza się ten sam scenariusz: uczniowie jeżdżą od szkoły do szkoły, przepychają się pod tablicą ogłoszeń, by odszukać swoje nazwisko w spisie. Jestem? Czy mnie nie ma? Na głównej liście, czy na rezerwowej? Nerwy, złość, żal, czasami płacz, bo jeden dostanie się do wszystkich szkół, które sobie wybrał, inny - do żadnej. I jeden i drugi ma ból głowy. I jeden i drugi sporo się nabiega. Kto dostanie się do kilku szkół, musi wybrać jedną i tam złożyć oryginał świadectwa oraz zaświadczenie o egzaminie gimnazjalnym, a z pozostałych odebrać dokumenty, żeby nie blokować miejsca innym. Ten, kto w pierwszym naborze nie dostanie się do żadnej szkoły, musi polować na miejsce i z dokumentami jechać tam, gdzie akurat coś się zwolni.
     Nikt się nie zgubił
     
Do 7 lipca szkoły naszego regionu powinny przeprowadzić drugi nabór i zamknąć listy przyjętych. Ale już wiadomo, że część będzie czekała na uczniów do końca sierpnia. I do tego czasu nikt nie da głowy, czy wszyscy absolwenci gimnazjów znaleźli sobie szkołę. W ubiegłych latach jeszcze we wrześniu były problemy z policzeniem, kto się dostał, a kto nie.
     W Kościerzynie problemu nie mają. System komputerowy działa od trzech lat. - I żaden uczeń nam się w tym systemie nie zgubił - mówi naczelnik Zabrocki.
     W Poznaniu, gdzie też działa rekrutacyjny system komputerowy, jedynym zmartwieniem ucznia jest dowieźć dokumenty do szkoły. Reszta odbywa się tak, jak w Kościerzynie - dane ucznia wstukuje się w komputer, zaznacza szkołę pierwszego wyboru, drugiego, trzeciego. W tym roku w system wnieśli dane ponad 11 tysięcy uczniów (to więcej, niż w trzech największych miastach naszego regionu, tylu absolwentów gimnazjów nie mają Bydgoszcz, Toruń i Włocławek razem wzięte). Tak więc z tych 11 tysięcy uczniów 10,5 tys. szkołę znalazło od razu. Dla 500 trzeba było szukać dłużej. Trzy godziny naradzali się dyrektorzy szkół z władzami oświatowymi, gdzie zmniejszyć liczbę klas, a gdzie zwiększyć, bo chętnych zgłosiło się więcej, niż oczekiwano.
     - Trzy godziny i po bólu! - podkreśla wicedyrektor Mróz. - Dziś już nie pamiętam, że mieliśmy w tym roku nabór do szkół.
     Podobnie jak Poznań nabór prowadzi Wrocław, Białystok, Kalisz, Szczecin... Szczecińscy uczniowie, wybierając szkołę, mogli korzystać z 13 różnych kombinacji - wskazać w kolejności wiele liceów, a w tych liceach kilka klas. O tym, do której w końcu trafili, dowiadywali się nie wychodząc z domu - można to było, tak samo jak w Poznaniu, sprawdzić w Internecie albo wysyłając SMS-a za złotówkę.
     Ale to chyba kosztuje!
     
- Coraz więcej miast korzysta z nowoczesnego systemu naboru, a u nas wciąż liczy się uczniów na piechotę - żałuje Wiesława Wyszyńska, kujawsko-pomorski kurator oświaty. Ale nabór to nie sprawa kuratorium, lecz lokalnego samorządu. Dlatego namawia ich, żeby zainwestowali w system komputerowy. - Ale najczęściej słyszę: nie mamy na to pieniędzy.
     - Nie mamy - potwierdza naczelnik Wydziału Oświaty we Włocławku. Szacuje, że trzeba byłoby wydać 20 tysięcy złotych. - To dla nas dużo - zaznacza.
     W Bydgoszczy też tłumaczą się biedą. - Gdyby były pieniądze, chętnie byśmy przystąpili, myśleliśmy o tym - tłumaczy Leszek Latosiński, wicedyrektor bydgoskiego Wydziału Oświaty. Rozważali wprowadzenie systemu nawet już w tym roku, ale jakoś za późno się wzięli. Może w przyszłym się uda? Latosiński ma nadzieję, ale nie chce niczego obiecywać.
     A to koszty niewielkie
     
Wicedyrektor Mróz pamięta rekrutację sprzed trzech lat, kiedy w Poznaniu nie działał jeszcze system komputerowy. - Nie chciałbym przeżyć tego jeszcze raz - mówi. - Bałagan w szkołach, pretensje, telefony, płacz matek, bo dziecko miało dużo punktów, a nigdzie się nie dostało. Cyrk. Na szczęście u nas cyrku już nie ma. To oczywiście kosztuje. 1,2 tys. od zespołu szkół, ale to niewielka cena - przekonuje wicedyrektor Mróz.
     W Szczecinie też nie żałują, że zainwestowali. - Mamy czystą sytuację, nabór prowadzony szybko, jawnie i tanio - tłumaczy dyrektor szczecińskiego wydziału oświaty, Elżbieta Masojć. Wprowadzenie systemu kosztowało 41,5 tys. złotych.
     A w Kościerzynie w ogóle nie musieli wyciągać dodatkowych pieniędzy z budżetu - system opracował nauczyciel informatyki z grupką zdolnych uczniów. Sztab, który koordynuje nabór w powiecie pracuje w Zespole Szkół nr 1. Za dodatkową pracę przy rekrutacji: nanoszenie danych, sporządzanie list, rozsyłanie ich do szkół pedagodzy dostają coś z funduszu nagród, to wszystko.
     Toruń: wchodzimy
     
- Chcieliśmy wejść z systemem już w tym roku, ale mieliśmy za mało czasu - tłumaczy Jarosław Więckowski, wicedyrektor Wydziału Oświaty w Toruniu. Teraz system jest już rozpoznany, torunianie jeździli do Wrocławia, podpatrywali, jak to się robi. - W październiku chcielibyśmy zacząć przygotowania - zapowiada Więckowski. Liczy, że przyszłoroczny nabór nie będzie trwał dwa tygodnie, jak tegoroczny. A już na pewno nie trzeba będzie czekać na zapełnienie miejsc w szkołach do końca sierpnia. - Już po dwóch, trzech godzinach będzie można informować uczniów o wynikach.
     **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska