Troć to atrakcyjna i rzadka ryba porównywalna z łososiem. Właśnie ze względu na troć dolna Drwęca uchodzi za jeden z najbardziej atrakcyjnych kąsków dla polskich wędkarzy. Nic dziwnego, że na początku stycznia, kiedy rozpoczyna się sezon na troć, nad brzegiem ustawia się tłum panów z wędkami.
Żenująca postawa
Krzysztof Bartosiak wybrał się piątego stycznia. W pewnym momencie podeszło do niego dwóch funkcjonariuszy Państwowej Straży Rybackiej, zażądali legitymacji PZW.
- Dzień wcześniej sprawdziłem, czy PZW posiada pozwolenie wodno-prawne na ten teren - relacjonuje Bartosiak. - Otrzymałem odpowiedź, że nikt nie ma takiego pozwolenia.
Bartosiak zapytał, na jakiej podstawie prawnej strażnicy żądają od niego składki. Usłyszał, że PZW jest prawnym użytkownikiem terenu, na którym wędkuje. Strażnicy, jako dowód, pokazali mu tabelę opłat otrzymaną dzień wcześniej od dyrektora biura PZW w Toruniu Mirosława Purzyckiego. Zaproponowali jednak, że zamiast kary Bartosiak może za 50 złotych wykupić jednodniowe pozwolenie na wędkowanie.
Bartosik wyciągnął komórkę i stojąc nad brzegiem wykręcił numer do dyrektora Purzyckiego. - Powiedział mi, że jest zwycięzcą przetargu i brakuje mu jedynie zatwierdzenia umowy ze strony Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Wędkarz zadzwonił więc wprost do Weroniki Gołębiowskiej, kierowniczki działu gospodarowania majątkiem w gdańskim RZGW.
- Postawa Straży Rybackiej była żenująca. Chciałam porozmawiać z tymi panami, ale żaden z nich nie miał na to ochoty. Według mnie, sprawa jest oczywista - toruński PZW nie ma prawa pobierać opłat za wędkowanie - twierdzi Weronika Gołębiowska.
Z wędką do urzędu
Zamieszanie powstało wskutek konkursu na zagospodarowanie obszarów rybackich. Nowa ustawa o prawie wodnym automatycznie zniosła wszelkie dotychczasowe pozwolenia wodno-prawne z dniem 31 grudnia 2004 roku. Od tej chwili okręgi miały przejść we władanie nowych, wyłonionych w konkursie użytkowników. Problem w tym, że nie wszędzie przetargi zakończyły się w porę. Tak stało się między innymi w przypadku okręgu numer 5 - dolnej Drwęcy.
- Zgłosiło się trzech oferentów, PZW Toruń, PZW Olsztyn i Spółdzielnia "Łosoś". Wszystkie trzy oferty zostały odrzucone z powodów formalnych - wyjaśnia Weronika Gołębiowska. - Olsztyn nie przedstawił oryginałów zaświadczeń, w pozostałych dwóch przypadkach operaty były niezgodne z ofertą.
Z tą opinią nie zgadza się dyrektor Purzycki. - Ponieważ przetarg nie doszedł na razie do skutku, obowiązuje stan dotychczasowy, czyli nasze pozwolenie wodno-prawne ważne do 2006 roku. W myśl przepisów cofnąć mogłoby je tylko pismo od wojewody, a takiego dotąd nie otrzymaliśmy - twierdzi Purzycki.
Piotr Stachowiak, naczelnik Wydziału Rybactwa Śródlądowego w Ministerstwie Rolnictwa uważa, że wiążący jest przepis o wygaśnięciu wszelkich pozwoleń wodno-prawnych. Gdyby jednak jakikolwiek wędkarz miał wątpliwości co do stanu prawnego, powinien pytać w urzędzie wojewódzkim.
Zdaniem Krzysztofa Borczyńskiego odpowiedzialnego za rybołówstwo w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim, w przypadku Drwęcy nie ma żadnych wątpliwości: - Z końcem 2004 roku przestają obowiązywać wszelkie pozwolenia wodno-prawne, a pismo od wojewody jest tylko formalnością.
Niewierna rzeka
Toruński PZW ma jednak w zapasie inny argument - rzeka nie może pozostać bez opieki, w związku z czym związek posiada zgodę RZGW na użytkowanie rzeki do czasu rozstrzygnięcia problemu.
- Rzeczywiście, to jest problem - przyznaje dyrektor RZGW w Gdańsku Halina Burakowska: - Gdyby toruński PZW wystąpił o zgodę na takie tymczasowe nadzorowanie, to pewnie bym ją wydała.
Ale czy to oznacza, że PZW jest uprawnione do ściągania opłat, zwłaszcza całorocznych?
- Nie potrafię w tej kwestii udzielić odpowiedzi. Może warto byłoby wprowadzić jakieś jednorazowe, dobrowolne opłaty? - zastanawia się Burakowska. - W końcu z czegoś trzeba płacić za nadzór nad rzeką i zarybianie.
Dyrektor Burakowska przyznaje jednak, że nakładanie kar na osoby, które odmawiają uiszczenia takiej opłaty nie znalazłoby oparcia w przepisach.
Nic więc dziwnego, że od sprawy dystansuje się bydgoski komendant Państwowej Straży Rybackiej Edmund Gabrych: - Koledzy z Torunia popełnili błąd, ale po sprawdzeniu stanu prawnego zaprzestali żądać pozwoleń od wędkarzy. Tak będzie dopóki PZW nie dostarczy nam pozwolenia wodno-prawnego.
Zwrócą w procentach
Tymczasem wędkarze, którzy za 150 złotych wykupili pozwolenie na połowy w rzekach górskich toruńskiego PZW są poirytowani, ponieważ na brzegu Drwęcy spotykają tych, którzy łowią wyłącznie na kartę wędkarską.
- Staramy się uspokajać ludzi i elastycznie podchodzić do sprawy - zapewnia dyrektor Purzycki. - Zresztą wody górskie na naszym terenie to nie tylko Drwęca, ale i Wel, Mątawa czy Zielona Struga.
Wojciech Olszewski, prezes Toruńskiego Towarzystwa Wędkarskiego uważa taką argumentację za śmieszną. - Największą atrakcją, jeśli chodzi o wody górskie na naszym terenie, jest bezdyskusyjnie Drwęca i ci, którzy wykupują pozwolenia, oczekują przede wszystkim możliwości wędkowania na niej. Co PZW powie wędkarzom, jeśli nie wygra przetargu?
Dyrektor PZW ma już rozwiązanie: - Ci, którzy wpłacili już pieniądze, otrzymaliby zwrot. Jeszcze nie zaplanowaliśmy w jakiej formie, ale pewnie obliczylibyśmy jaki jest udział areału Drwęcy w naszych zasobach i zwrócilibyśmy odpowiedni procent.
