https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Najlepsze wędliny z "Bekonu"

Małgorzata Wąsacz
W maju 1937 roku do pamiątkowego zdjęcia ustawili się pracownicy wszystkich działów sklepu.  - Moja mama to ta pani dziesiąta od prawej - informuje Henryk Makowski.
W maju 1937 roku do pamiątkowego zdjęcia ustawili się pracownicy wszystkich działów sklepu. - Moja mama to ta pani dziesiąta od prawej - informuje Henryk Makowski.
Ekskluzywny sklep mięsny "Bekon" przy ul. Gdańskiej (tuż obok "Pomorzanina") przed wojną nie miał sobie równych. - Nie tylko produkował najlepsze wędliny we własnej masarni, ale - jako nieliczny w tym czasie - płacił swoim pracownikom godziwie i w terminie - opowiada Henryk Makowski.

Maria Makowska, mama pana Henryka, zawodu wyuczyła się u mistrza rzeźnickiego Godka. - W jego sklepie przy ulicy Pomorskiej podjęła pierwszą pracę. Do "Bekonu" przeniosła się na przełomie 1935 i 36 roku, gdy tylko otwarto sklep - opowiada Henryk Makowski.

Kiełbasa na zabawę

Sklep był bardzo duży. Podzielono go na dwa działy: wędliniarski i mięsny. - Mama pracowała w mięsnym. Na brak klientów nie mogli narzekać. W "Bekonie" zaopatrywali się nie tylko okoliczni mieszkańcy, ale również między innymi artyści z Teatru Miejskiego. Poza tym firma eksportowała produkty za granicę. Można było też w niej zamówić mięso i wędliny na przykład na domowe przyjęcie czy jakąś zabawę. Naprawdę były pyszne. Rodzice i dziadkowie zajadali się nimi w domu. Ja niewiele pamiętam, bo miałem wtedy zaledwie kilka lat - wyjaśnia nasz Czytelnik.

To zdjecie wykonano 15 czerwca 1936 roku, niedługo po otwarciu sklepu. Józef Sypniewski z pracownikami sklepu. Pierwsza od prawej stoi Maria Makowsk
To zdjecie wykonano 15 czerwca 1936 roku, niedługo po otwarciu sklepu. Józef Sypniewski z pracownikami sklepu. Pierwsza od prawej stoi Maria Makowska.

Józef Sypniewski z rodziną na moście Teatralnym - 1938 rok

Zapłata w terminie

Sklep był czynny od poniedziałku do piątku, od godz. 7 do 20. Pracował na dwie zmiany. Zatrudniał kilkadziesiąt osób, co widać na zdjęciach obok. - Na warunki pracy ekspedientki nie mogły narzekać. Mama zawsze opowiadała mi, że zapłata była godziwa i w terminie. A to w drugiej połowie lat trzydziestych, w obliczu kryzysku gospodarczego, było rzadkością - mówi. Po chwili dodaje: - Śmiało mogę powiedzieć, że w "Bekonie" zarabiało się najlepiej w branży.

Wymagający fachowiec

Z całą pewnością sklep swoją doskonałą pozycję na ówczesnym rynku zawdzięczał Józefowi Sypniewskiemu. To właśnie on przez kilka lat kierował lokalem przy ul. Gdańskiej. Warto wspomnieć, że firma "Bekon-Eksport" miała swoją siedzibę w Gnieźnie. - Lepszego szefa dla sklepu w Bydgoszczy kierownictwo nie mogło sobie wymarzyć. Pan Sypniewski doskonale wiedział, jak prowadzić biznes. To był prawdziwy fachowiec. Dbał o załogę, choć był wobec pracowników bardzo wymagający, czasem nawet surowy. Ale takie metody przyniosły sukces - przyznaje Henryk Makowski.
Józef Sypniewski mieszkał z żoną Benią i dziećmi: Krystyną, Jurkiem i Haliną przy ul. Sienkiewicza.

Czteroletni Henryk na spacerze z mamą - 1 czerwca 1937 r.
Czteroletni Henryk na spacerze z mamą - 1 czerwca 1937 r.

To zdjecie wykonano 15 czerwca 1936 roku, niedługo po otwarciu sklepu. Józef Sypniewski z pracownikami sklepu. Pierwsza od prawej stoi Maria Makowska.

Oszustwa przy kasie

Gdy na przełomie roku 1935/36 otwierano sklep, kasa znajdowała się w pomieszczeniu obok. Klienci wybierali towar, ekspedientki go pakowały i wystawiały karteczkę, na której ołówkiem wypisywały sumę do zapłaty. Z takim rachunkiem trzeba było się udać do kasy, uregulować należność i wrócić po zakupy. - Ale cwaniaków nie brakowało. Zdarzało się, że dwie osoby dogadywały się ze sobą i robiły następujący numer. Pierwsza zamawiała towar za 10 złotych, a stojąca tuż za nią tylko za złotówkę. Do kasy dochodziła tylko jedna z nich i płaciła tę niższą sumę. Jednak w drodze po odbiór zakupów dopisywała zero i zabierała paczuszkę z wędlinami i mięsem za dziesięć złotych. Po wyjściu ze sklepu oszuści dzielili się towarem. Na szczęście już po niedługim czasie, gdy pod koniec dnia zostawały nieodebrane paczuszki, pracownicy sklepu zorientowali się w sytuacji. Pan Sypniewski zarządził ustawienie kasy na ladzie, co widać na jednym ze zdjęć. Od tej pory oszustwa się skończyły - opowiada nasz Czytelnik.

Darmowa zupa

Być może bydgoszczanie pamiętają, że na piętrze sklepu znajdowała się jadłodajnia. Biedni mieszkańcy naszego miasta dostawali tutaj darmową "Wurstsuppe", czyli zupę gotowaną na kiełbasie. Mogli ją zabrać na wynos lub zjeść na miejscu z chlebem, który był ustawiony w koszyczkach na stolikach. Stołówka serwowała też inne płatne posiłki. Na brak klientów nie narzekała, bo wybór dań był duży. Była czynna jeszcze podczas okupacji.

Czteroletni Henryk na spacerze z mamą - 1 czerwca 1937 r.

Darmowa zupa

Być może bydgoszczanie pamiętają, że na piętrze sklepu znajdowała się jadłodajnia. Biedni mieszkańcy naszego miasta dostawali tutaj darmową "Wurstsuppe", czyli zupę gotowaną na kiełbasie. Mogli ją zabrać na wynos lub zjeść na miejscu z chlebem, który był ustawiony w koszyczkach na stolikach. Stołówka serwowała też inne płatne posiłki. Na brak klientów nie narzekała, bo wybór dań był duży. Była czynna jeszcze podczas okupacji.

Okupacja w Bydgoszczy

Sklep "Bekon" w Bydgoszczy istniał do 1939 roku. Maria Makowska pracowała w nim do 1938 roku. - Wtedy mamę oddelegowano do Nowego Dworu Mazowieckiego. Została tam kierownikiem sklepu. W czasie okupacji wróciła do Bydgoszczy i była zatrudniona w sklepie mięsnym przy ulicy Długiej 17. Po wojnie nie pracowała w zawodzie. Mama zmarła w 1991 roku - mówi Henryk Makowski.

***

Zdjęcia pochodzą z rodzinnego albumu Henryka Makowskiego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska