...Ma jedynie przekonanie, iż dzieje mu się krzywda.
Najpierw była ziemia. Należała do Bolesława Rzeszotarskiego z Szymkowa.
- Było jej wszystkiego dwadzieścia dwa hektary. Od ojca Bolesława dostałem dziesięć. Jeszcze przed wojną. A dziś co mam? Bagaż problemów - Ryszard Rzeszotarski nie znajduje odpowiedzi.
Wątków tej sprawy jest wiele - koncentrujemy się tylko na jednym. Po wojnie z gospodarstwa została tylko stodoła. Rzeszotarscy musieli uciekać z tych terenów, a zabudowania zajął Niemiec, niejaki Bugner. Ten zabudowania rozebrał
do ostatniej cegły.
Przez wiele lat tułali się po rodzinie, znajomych. Dopiero po zgromadzeniu odpowiednich środków mógł zaplanować inne życie.
- Musiałem budować od nowa. Ten dom, co dziś stoi, zacząłem w czterdziestym ósmym - wspomina pan Ryszard.
Była ziemia, ale ten stan posiadania trwał krótko. Nadeszła władza, która swoją obecność opierała m.in. na tzw. dostawach obowiązkowych. Gospodarstwo Rzeszotarskiego nie sprostało oczekiwaniom władzy ludowej. Rolnik nie był w stanie uchować tyle inwentarza, żeby samemu się wyżywić i jeszcze oddać państwu. Nadto, żaden urząd nie przyjmował do wiadomości, że gospodarz buduje dom, że ma poważne obciążenia finansowe, że warto byłoby mu ulżyć odstępując na jakiś czas od płacenia podatków. Była jedynie sucha kalkulacja - nie masz z czego płacić, jesteś bankrutem. Zabrano w takim układzie ziemię, przekazując ją we władanie spółdzielni produkcyjnej.
- Taka moja pierwsza krzywda była. Ziemia to było i jest nadal coś drogocennego, to część mnie, mojej tożsamości, mojej rodzinnej tradycji. Komuniści postawili mnie przed trudnym dylematem: budować dom lub spać pod gołym niebem i płacić podatek oraz odstawiać ten przymusowy kontyngent. Nie płaciłem i stało się...
Kiedy dług wobec państwa urósł do 285.199 złotych Urząd Gminy w Brodnicy wniósł pozew do miejscowego Sądu Rejonowego o wywłaszczenie Ryszarda Rzeszotarskiego z ziemi.
- Z dziada, pradziada
naszej ziemi. Pozbawiono mnie całego gospodarstwa oraz nowych budynków. A do wyceny majątku nie powołano biegłego. Tej wyceny dokonał Urząd Gminy
Co ciekawe, zadłużenie było mniejsze niż wartość majątku, ale to dla urzędników nie było żadnym sygnałem.
Jakoś żył, ale nie na swoim. A spoglądać codziennie na ojcowiznę musiał. Dzięki rodzinie udało mu się zgromadzić pieniądze i w 1986 r. wystąpił do Urzędu Gminy w Brodnicy o wykup swoich budynków i skrawka swojej ziemi, 90 arów. Urząd uznał, iż jest to niemożliwe. Wówczas gospodarz wystąpił do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku o wykładnię: czy urząd może odmówić kupna swojej ziemi.
- Przecież to chodziło o moją ziemię!
Gdański sąd uznał prawo Ryszarda Rzeszotarskiego do wykupu swoich zabudowań i ziemi. W tej sytuacji Urząd Gminy w Brodnicy powołał biegłego. 90 arów i zabudowania wyceniono na 750 000 złotych. W owych lata była to poważna kwota, ale walczącego rolnika wspomogła rodzina. Okazało się nadto, iż kupujący posiadający gotówkę może skorzystać z 30 proc. bonifikaty. Ryszard Rzeszotarski miał gotówkę i z kosztami notarialnymi, manipulacyjnymi, zapłacił nieco ponad 430 000 złotych. I był na swoim. Miał już dobrze po sześćdziesiątce.
Nie spoczął jednak na tym. Postanowił odzyskać całe 10 ha.
- Ta ziemia bezprawnie była zrabowana
przez komunę.
Wystąpiłem do Sądu Rejonowego w Brodnicy o zwrot majątku.
W pierwszej instancji sąd odrzucił pozew, w drugiej ponownie, 13 maja 2004 r. w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.
- Właściwie z tej sprawy zwycięsko nie wyszedł sąd tylko adwokat, którego sąd mi wyznaczył z urzędu. Ja jeździłem na każdą sprawę, a adwokat nie był na ani jednej i sąd wynagrodził go kwotą 3600 złotych.
Ryszard Rzeszotarski uznał, że na terenie RP wyczerpał wszelkie możliwości sprawiedliwego dojścia do prawdy.
- Napisałem skargę do Wysokiego Trybunału w Strasburgu, bo to jak postąpiono ze mną jest po prostu bezprawiem.
Do tematu z Szymkowa powrócimy wkrótce.