Nie łamiesz przepisów? Parkuj, gdzie chcesz

Dotąd stanowiska samorządów w kraju, a także sądów, najczęściej były dwa. Jedno podkreślało, że obowiązek uiszczenia należności za postój auta w strefie płatnego parkowania pojawia się w chwili pozostawienia pojazdu w wyznaczonym do tego miejscu. Czyli w domyśle - wyklucza się obowiązek płacenia i wstawiania biletu za szybę, jeśli stajemy poza wyznaczonymi miejscami do parkowania, nawet kiedy są na terenie strefy. Sądy uznawały, że pobieranie opłat w takim przypadku to przekroczenie uprawnień rad gmin.

Było także jednak i drugie podejście. Zgodnie z nim gmina ma uprawnienia do pobierania opłat na terenie wyznaczonej przez nią całej strefy płatnego parkowania, a nie tylko ogranicza opłat do wymalowanych na asfalcie kopert. Dodajmy, że w wielu miastach takich miejsc w ogóle znakami poziomymi nie wyznaczano, stawiano tylko oznakowanie pionowe. Takie stanowisko jeszcze trzy lata temu zajął m.in... Naczelny Sąd Administracyjny, uznając, że obowiązek płacenia mają wszyscy kierowcy zostawiający auta w oznakowanej strefie na drogach publicznych.

Niedawno ten sam NSA podjął jednak inna decyzję, orzekając, że NSA podjął taką decyzję, bo - jego zdaniem - ustalenie strefy nie jest równoznaczne z wyznaczeniem miejsca płatnego parkowania. Oznacza to, że nie cały obszar strefy, czyli np. całe osiedle czy dzielnica, jest miejscem, gdzie pobiera się opłatę za parkowanie.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

W praktyce w Bydgoszczy wyrok ten oznacza tyle, że jeśli zostawimy samochód poza wyznaczonym, płatnym miejscem i nie złamiemy przy okazji przepisów, możemy parkować w strefie za darmo i nie przejmować się konsekwencjami.

Na bydgoskich drogowcach orzeczenie NSA nie robi wielkiego wrażenia. - Nigdy nie było potrzeby, żeby kontrolerzy pracujący w strefie nakładali opłatę dodatkową na kierowców aut stojących poza wyznaczonymi miejscami. Nie robiliśmy tego - wyjaśnia Krzysztof Kosiedowski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. - Natomiast trzeba przyznać, że kierowcy czasami dokonują cudów, żeby tylko uniknąć opłaty, zostawiają auta wszędzie...

Na Piotrowskiego wciskają się między drzewa rosnące na chodniku, na Gdańskiej auta także pojawiają się na chodnikach. Dziki parking jest pod Trasą Uniwersytecką, kawałki chodnika są zatarasowane pojazdami na Królowej Jadwigi, niedaleko hotelu „Brda”... - Samochody stają na skrzyżowaniach, na przejściach dla pieszych, na trawnikach, na „jodełkach”, jak dzieje się np. przy filharmonii - wylicza Kosiedowski. - Jednak karanie tych kierowców nie leży w naszej gestii.

Za brak biletu w SPP od stycznia do końca września tego roku nałożono opłaty dodatkowe w wysokości 17 tysięcy złotych.
- Nas interesuje kodeks drogowy, na jego podstawie działamy - mówi Arkadiusz Bereszyński, rzecznik bydgoskiej Straży Miejskiej. Przyznaje, że zgłoszeń samych bydgoszczan o nieprawidłowym parkowaniu przybywa. W trzech kwartałach br. było ich 6730! To 34 procent interwencji strażników. - Przed południem większość z nich dotyczy szeroko pojętego śródmieścia - mówi.

Strażnicy co miesiąc informują prezydenta miasta o działaniach w zwalczaniu parkowania na dziko. W samym tylko wrześniu zgłoszeń od mieszkańców było 825. Do tego trzeba doliczyć prawie 50 informacji od dyspozytorów MZK i działania samych strażników. 40 razy źle zaparkowane auta odholowano, założono też 300 blokad, wlepiono 211 mandatów.