W jednym z dawnych sklepów Domaru w Bydgoszczy wyprzedaż towaru zaczęła się na początku marca. I nadal trwa.
Sprzęt nie jest objęty gwarancją i rękojmią. Mimo to, kupujących nie brakuje. Choć - jak przyznaje Gizela Eckert-Kurczewska, syndyk Domaru - w wakacje ruch jest trochę mniejszy.
- Dotychczas sprzedaliśmy w przybliżeniu połowę towaru - mówi Gizela Eckert-Kurczewska. - Cały czas uzupełniamy półki. Ostatnio sędzia zgodził się na obniżenie cen niektórych produktów, które cieszyły się najmniejszym zainteresowaniem - na przykład baterii, na jakie wkrótce skończy się gwarancja producenta.
Pracownicy Domaru dostali pensje
W sklepie nie ma już pralek, lodówek, kuchenek i dużych telewizorów. Są dostępne mniejsze sprzęty RTV oraz AGD.
- Klienci wykupili towar wart w przybliżeniu 700 tysięcy złotych - dodaje Gizela Eckert-Kurczewska. - W pierwszej kolejności pieniądze zostaną przeznaczone na pokrycie kosztów postępowania upadłościowego - między innymi na podatki od nieruchomości i wynagrodzenie dla osób zatrudnionych przy wyprzedaży majątku.
Dawni pracownicy Domaru dostali zaległe pensje, odprawy i odszkodowania z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Osoby, które zajmowały w firmie kierownicze stanowiska, otrzymały tylko średnie krajowe. To mniej niż zarabiały w Domarze. Teraz czekają na wyrównanie różnicy ze środków pozyskanych z likwidacji majątku.
Upadły też ma dłużników
Syndyk próbuje odzyskać pieniądze od dłużników bankruta. Jest to ponad 300 firm i osób prywatnych, które kupiły w Domarze sprzęt i nadal za niego nie zapłaciły.
- Niestety czasami komornik nie ma z czego ściągnąć należności - dodaje syndyk i podkreśla: - Długi Domaru są znacznie większe niż kwoty, jakie są mu winni jego dłużnicy.
