Daniel Borowiak zmagał się z czerniakiem złośliwym. Na jego rzecz organizowano licytacje, biegi, morsowanie, podczas których zbierano pieniądze… Niektóre z wystawianych na licytacje rzeczy osiągały zawrotne kwoty. Bywało i tak, że na niektóre z wystawionych fantów zrzucali się mieszkańcy całej wsi. Niestety, ten fantastyczny maraton pomagania został brutalnie przerwany
We wtorek rano pojawiła się jednak bardzo smutna informacja przekazana przez Monikę Jabłońską-Borowiak, żonę mężczyzny.
- Ogromne podziękowania dla wszystkich osób zaangażowanych. Nasz bohater Daniel Borowiak wygrał i już nie cierpi. Odszedł do krainy wieczności. Jego siła i determinacja pokazała że jest dobroć w ludziach.To dzięki niemu wszyscy walczyliśmy. Automatycznie proszę o nie wpłacanie pieniążków na konto fundacji. Jeszcze raz dziękuję wszystkim. Jesteście cudowni i w nas jest siła - czytamy we wpisie.
Co dalej z dziesiątkami licytacji dla Daniela Borowiaka? Czekamy na informację ze strony organizatorów.
- Na pewno wsparcia będzie potrzebowała rodzina Daniela Borowiaka – mówi Bogdan Barton, lider przechlewskich morsów. - Trudno mi jednak powiedzieć, jakie decyzje zapadną. Jest zbyt wcześnie, żeby na ten temat dyskutować.
Co stanie się ze środkami, które zostały przekazane na rzecz mieszkańca Przechlewa?
- Zawsze w podobnych sytuacjach w pierwszej kolejności pomagamy rodzinie – powiedziała nam przedstawicielka Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba”, która udostępniła konto na które wpłacano pieniądze dla Daniela Borowiaka. - Zarówno na koszty poniesione przez rodzinę wcześniej, jak i te ponoszone teraz i koszty związane z pogrzebem. Zawsze pomagamy całkowicie rodzinie. Nie wiem w tej chwili o jakich pieniądzach mówimy. Pan Daniel jest podopiecznym naszej fundacji od kilku dni. Wszelkie wpłaty muszą zostać zaksięgowane. Na pewno jednak w pierwszej kolejności pomagamy rodzinie – zawsze tak robimy. Ja sama jestem w szoku. Nikt wcześniej nie informował mnie o śmierci pana Daniela.
