- To był bardzo dobry człowiek i naprawdę bardzo zasłużony dla naszej małej społeczności - mówi Marian Pukownik, sołtys Wałdowa.
- Pomagał nam, jak mógł i dlatego nagrodziliśmy go tytułem Honorowego Obywatela. Wspierał szkołę, ale przede wszystkim Wiejski Ośrodek Kultury, który co roku otrzymywał od niego pieniądze i przeznaczał je na organizację festynów dla mieszkańców.
Henryk Kulczyk dobrze zapisał się w historii wsi i przy każdej okazji mówi o swojej małej ojczyźnie na Krajnie. Przed wojną jego rodzice prowadzili w Wałdowie gospodarstwo, sklep, świetlicę, a nawet kręgielnię. Ojciec Henryka i dziadek Jana, Władysław Kulczyk, do tej pory wspominany jest w Wałdowie jako członek komitetu, który przed wojną budował polską szkołę, a swoją salę przeznaczoną na wynajem udostępniał na spotkania katolickiej młodzieży i gwiazdki dla ubogich.
Czytaj: Henryk Kulczyk honorowym obywatelem Wałdowa
Honorowy obywatel Wałdowa przed wojną skończył gimnazjum w Tucholi, a wojnę spędził w Bydgoszczy, gdzie znalazł żonę. Po wojnie jego rodzice zrezygnowali ze sklepu w Wałdowie, oddając go w dzierżawę sępoleńskiemu GS, a on sam dorobił się majątku w Berlinie i był m.in. szefem Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportowców TIR. Plotka głosi, że to właśnie on podarował synowi ten pierwszy milion, który sprawił, że Jan Kulczyk wciąż jest na szczycie listy najbogatszych Polaków.
Henryk Kulczyk wspierał wałdowski kościół i szkołę, gdzie kupił pianino i pomógł wyposażyć salę gimnastyczną.
- Nie wiemy jeszcze, czy wybieramy się na pogrzeb - mówi Marek Zieńko, wiceburmistrz Sępólna. - W przypadku śmierci honorowych obywateli gminy czy sołtysów, z Urzędu Miejskiego zawsze jedzie delegacja, nawet do Bydgoszczy, ale nigdy poza granice kraju, a z tego, co wiem, Henryk Kulczyk mieszkał w Niemczech. Nie mamy też informacji, czy rodzina życzy sobie pochować go na cmentarzu w rodzinnym Wałdowie.