Wychodzi mu na to, że to jawna niesprawiedliwość. Sprawdził, gdzie jest pies pogrzebany i już wie, że w zapisach ustawy. Teraz ta jest już poprawiona i nowe wspólnoty płacą za swoje. Ale sępoleńskie wspólnoty „załapały się” jeszcze na ówczesne przepisy. Podobnie jak w Gdańsku. Tam sytuacja jest już wyprostowywana, wspólnoty kończą kupować od gminy sąsiadujące działki za przysłowiowe grosze. Oczywiście, jest z tym trochę kłopotu, bo i trzeba wezwać geodetę. W Sępólnie, z tego, co powiedział ostatnio kierownik Jarosław Dera, na to wszystko wspólnoty się nie piszą. Tylko członkowie jednej zgodzili się na uregulowanie sytuacji i przejęcie działki przy nieruchomości. Pozostałe - nie.
Dera zapewnił, że urzędnicy nie spoczną i będą procedować. Na to liczy radny Wargin. Mówi „Pomorskiej”, że sam poniekąd wprosił się na zebranie wspólnot i przedstawił temat. Jak mówi, wydawało się, że spotkał się ze zrozumieniem - ludzie kiwali głowami. Ale radny, kulturalnie, szybciej opuścił zebrania, nie chcąc się narzucać i przysłuchiwać się dalszej dyskusji przy podejmowaniu decyzji. No i poniósł porażkę. Wargin będzie nadal namawiał zainteresowanych i urzędników do wykupów możliwie jak najszybciej. Zauważa, że jest przecież tak, że ludzie we wspólnotach nie użytkują tylko swoich mieszkań i części wspólnych w budynkach, ale także pobliskie tereny, choćby parkując samochody. Pyta, dlaczego - gdy jedni płacą podatki i opłaty - spółdzielnia mieszkaniowa, to inni - mają jeszcze korzyści - darmowe usługi, takie jak koszenie trawnika przez pracowników Zakładu Transportu i Usług (zlecenie gminy). Wargin podkreśla, że nie potrzeba dużych pieniędzy, tylko dobrej woli.