Po dobrym sezonie 2022-23, kiedy to błyszczał Dawid Kubacki, a swoje dołożyli także inni (Żyła został mistrzem świata) liczyliśmy, że także w kolejnym sezonie Biało-Czerwoni będą liczyć się w walce o czołowe lokaty podczas poszczególnych konkursów. Gdy w listopadzie i grudniu wyniki uzyskiwane przez Polaków były dalekie od oczekiwań, łudziliśmy się, że to tylko zły początek, że po świętach wszystko wróci do z góry założonej normy i znów będziemy mogli zachwycać się skokami naszych zawodników. Czas mija, a poprawy wciąż jednak nie widać.
Najlepszym tegorocznym wynikiem zanotowanym przez podopiecznych Thomasa Thurnbichlera była jedenasta lokata Żyły uzyskana w Klingenthal. Wystarczyłoby, aby wówczas Polak skoczył o metr dalej i nie mówilibyśmy teraz o rekordowej serii. Jedenastą lokatę w Innsbrucku zajął z kolei Kamil Stoch, któremu również do grona najlepszych zabrakło zaledwie metra.
Po raz ostatni nasz skoczek w czołowej dziesiątce uplasował się 1 kwietnia 2023 roku. Podczas zawodów na mamuciej skoczni w Planicy Żyła zakończył zmagania na trzeciej pozycji. Od tamtej pory odbyło się czternaście konkursów zaliczanych do Pucharu Świata i w żadnym z nich Polak nie znalazł się w gronie najlepszych. Tak złej serii w XXI wieku jeszcze nie było.
W ostatnich latach tylko dwa razy zdarzyło się, by w dwucyfrowej liczbie zawodów z rzędu żaden z Biało-Czerwonych nie kończył zmagań w czołowej dziesiątce. W 2004 roku nazbierało się takich konkursów trzynaście, złą passę przełamał Adam Małysz, który w grudniu w Trondheim zajął 7. lokatę. Z kolei w latach 2008-09, biorąc pod uwagę jedynie zawody, w których nasi uczestniczyli, dziesięciokrotnie zabrakło w gronie najlepszych miejsca dla Biało-Czerwonych, a gdyby doliczyć imprezy bez udziału polskich skoczków - w Pragelato i Tauplitz - takich konkursów było nawet czternaście.
