Ze względu na to, że akcja otwieraMY zatacza coraz szersze kręgi, urzędnicy muszą wytoczyć nowe działa. Onet twierdzi, że najnowszym sposobem na niepokornych przedsiębiorców jest, w pewnym sensie, szukanie paragrafu aż do skutku:
Wcześniej takie „niepokorne” lokale kontrolowała policja i sanepid. Teraz dołączają kolejne służby. Restaurator czy właściciel klubu, który zdecyduje się na otwarcie biznesu, musi liczyć się z wizytą policji, sanepidu, funkcjonariuszy Krajowej Administracji Skarbowej, a nawet strażaków. Sprawdzane są koncesje na alkohol, kwestie przeciwpożarowe, stan żywności, środki dezynfekujące.
Państwowe służby czują się w kropce. Anonimowy rozmówca, pracownik gdańskiego sanepidu, zwierzył się dziennikarzowi Onetu, że mimo iż pracownicy służb rozumieją trudną sytuację biznesu, nie mogą zaprzestać kontroli:
Naprawdę rozumiem przedsiębiorców i to że jest im ciężko. Ale proszę nas też zrozumieć, czy w czasie pandemii państwo ma pozwolić na łamanie prawa? Mieliśmy takie sytuacje, że wchodzimy do lokalu, a tam mnóstwo ludzi na małej przestrzeni, wszyscy bez masek. W zeszłym tygodniu były narady w sanepidzie i to w głównej centrali, jak zrobić, by te kontrole były bardziej skuteczne.
Kontrolujący lokale pracownicy sanepidu zaczęli powoływać się na art. 27 ustawy i Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Mowa w nim o tym, że inspektor może nakazać unieruchomienie zakładu, jeśli zauważy, że występują w nim: „naruszenia wymagań higienicznych i zdrowotnych” oraz że naruszenia tego rodzaju mogą stanowić „bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi".
Źrodło: Onet
