Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieuleczalna troska. Żeby odwołać dyrektor Mirończuk Izba pielęgniarek zmieniła nawet statut hospicjum

Adam Willma [email protected]
UM Toruń
Osiemnaście lat temu Janina Mirończuk wywalczyła budynek na jedno z pierwszych hospicjów w Polsce. Przed tygodniem koleżanki z Izby Pielęgniarek wręczyły jej odwołanie. Bez uzasadnienia.

Roman Kuczkowski, emerytowany szef zakładu energetycznego w Toruniu kilkanaście lat wspierał działania hospicjum. Teraz jest zdruzgotany decyzją Izby: - Pamiętam panią Mirończuk jeszcze z czasów, gdy hospicjum mieściło się w starych metalowych barakach. To były czasy, w których było zaledwie kilka takich placówek w kraju. Trzeba było wszystkich przekonywać, że są potrzebne. I ona to robiła, konsekwentnie, krok po kroku, wbrew wszystkim problemom. Jeśli takiego człowieka odwołuje się ze stanowiska bez słowa uzasadnienia, to trudno mi to nazwać inaczej niż zdziczeniem i próbą odegrania się małych ludzi.

Tata szył zasłony

Mirończuk ma talent do budowania. Była już pielęgniarką wojewódzką, organizowała Ośrodek Doskonalenia Kadr Medycznych, a później samorząd pielęgniarek, ten sam, który teraz ją odwołał.

Na pomysł stworzenia hospicjum wpadła pracując jako nauczycielka w Zespole Szkół Medycznych. Wraz z uczennicami odwiedzała w domach pacjentów terminalnie chorych, była zafascynowana wizją prof. Jacka Łuczaka, wówczas krajowego konsultanta do spraw opieki paliatywnej. To był czas, kiedy rodziny zaczęły boleśnie odczuwać problem osób nieuleczalnie chorych - szpitale, zaczęły skrupulatnie liczyć pieniądze i wypychały ich do domów. Domy opieki nie chciały mieć z takimi przypadkami do czynienia. Pozbawione pomocy rodziny popadały więc w dołek finansowy i rozstrój psychiczny.

Opustoszały budynek przedszkola Mirończuk wywalczyła w 1992 , po roku zarejestrowała hospicjum pod skrzydłami samorządu pielęgniarskiego: - Mogłam to zrobić sama, ale wówczas na pomoc od zakładów komunalnych i państwowych nie dostałabym złamanego grosza - wspomina.

A liczył się każdy grosz. Dlatego jako wolontariuszy zatrudniła Mirończuk nawet własnych rodziców: mama gotowała w kuchni, ojciec szył zasłony, mąż był na każde wezwanie.
Pierwszą pacjentką była ciężko chora kobieta z ulicy Fałata, którą nie miał się kto zająć. Jeden z synów był alkoholikiem, drugi mieszkał za granicą.

Przygarnialiśmy

W ponurym budynku otoczonym blokami wygospodarowali 12 łóżek i kilka etatów za najniższe krajowe pensje. Mirończuk uczyła młode pielęgniarki, że żart, dobre słowo i trzymanie za rękę w ostatnich dniach są równie ważne jak zastrzyk. W tamtych czasach nie było to oczywiste. Ze śmiercią oswajała się rosnąca grupa wolontariuszy.

Hospicjum pączkowało, pojawiły się oddziały w mniejszych miastach, pielęgniarki odwiedzały terminalnie chorych w domach, szkoliły rodziny, aplikowały leki.

Fundacja "Światło" założona przez Mirończuk skupiła ludzi zaangażowanych w pomoc, zbierała datki, kupowała sprzęt.

Ale do blaszaków ściągały rodziny z okolic, rosła kolejka. Zaczęli szukać nowego budynku. Dostali duży budynek na Batorego, ale z perspektywą remontu za gigantyczne kwoty. Ówczesny wojewoda Bernard Kwiatkowski zaproponował więc zamianę na zabytkowa prezydentówkę. Willa była leciwa, za to położona z dala od zgiełku, w lesie. Mirończuk zdobyła pieniądze na nowy budynek:

- Tu zetknęliśmy się z nowym zjawiskiem - pacjentami w śpiączce. Pierwszy był pan z Wielkiej Brytanii, który przyjechał na grób żony i sam dostał zawału. To byli znowu pacjenci, którzy nigdzie nie pasowali - ani do szpitala, ani do hospicjum, bo oni nie zmierzali do śmierci, ale żyli inną formą życia. Tych ludzi również musiał ktoś przygarniać. Więc przygarnialiśmy.

Przymykanie oczu na śpiączkę

Gdy pojawiły się kasy chorych, paliatywni zostali zakwalifikowani do innego funduszu niż "śpiochy".
- To były chwile grozy, bo groziło nam, że z dnia na dzień będziemy musieli pozbyć się części pacjentów - relacjonuje Mirończuk. - Urzędnicy podsunęli mi jednak rozwiązanie - jeśli w ciągu czterech dni zarejestruje pani osobny zakład, przelejemy. Teoretycznie, nie było możliwości, żeby zebrać wszystkie dokumenty od strażaków, budowlańców, sanepidu itp. Ale na naszej drodze pojawił się wówczas niespodziewanie wojewoda Kosieniak, który pomógł w rzeczy niemożliwej. Zdążyliśmy na czas.

Od tej pory w kompleksie budynków hospicjum formalnie pojawiły się dwa osobne zakłady - jeden podlegający Izbie Pielęgniarek, drugi - Fundacji. W praktyce stanowiły jeden kompleks zarządzany przez tę samą osobę.

Aby rozwiązać tę sytuację Mirończuk zaczęła podchody pod budowę trzeciego budynku, który miałby posłużyć wyłącznie wybudzeniom. W ten sposób zwolniłyby się miejsca dla pacjentów hospicyjnych.
Gdy okazało się, że nowy budynek ma służyć apalicznym, w Izbie Pielęgniarek podniosły się głosy niezadowolenia.

- Wiem, że były pretensje, że nowy budynek nie będzie podlegał Izbie Pielęgniarek, ale Fundacji. Nie trafia do mnie jednak argument, że jeden chory jest ważniejszy od drugiego. Proszę to powiedzieć rodzinom osób w śpiączkach - denerwuje się Mirończuk. - Proszę to powiedzieć osiemnastu pacjentom, których udało nam się wybudzić. Owszem, w starym budynku hospicjum warunki są nie najlepsze, ale znalazły się już pieniądze na generalny remont. Nie można domagać się, aby nowy budynek poszerzył hospicjum, skoro zaprojektowany był dla innych celów i nie jest przystosowany do warunków hospicyjnych.

- Ogromna kolejka rodzin oczekuje na przyjęcie pacjentów w śpiączce i miasto nie może przymykać na to oczu - mówi Hanna Miller, szefowa wydziału zdrowia w toruńskim magistracie. - Dlatego zapadła decyzja, żeby budynek służył chorym apalicznym.

Proponuję stanowisko pielęgniarki

Mirończuk chciała załagodzić spory - 29 listopada pojechała do koleżanek z Izby, żeby wręczyć im figurkę anioła, w podziękowaniu za współpracę przy tworzeniu nowego budynku. Nie zdążyła, bo przewodnicząca Izby Renata Gargała wręczyła jej pismo z odwołaniem.

"Od 1 marca 2011 roku, proponuję nowe warunki pracy, tj. wykonywanie pracy na stanowisku pielęgniarki (...)" - brzmi jeden z akapitów.

Mirończuk: - Byłam przybita, ale nie tym, że mnie odwołano, bo przecież za rok i tak odchodzę na emeryturę. Chodziło o formę. Gdy spytałam, co mi się zarzuca, usłyszałam tylko, że powodem jest konflikt interesów. Żadnych merytorycznych zarzutów nie było.

Pełniącym obowiązki dyrektora został Tomasz Krzysztyniak z Chełmna, dotychczas przewodniczący rady społecznej przy hospicjum.

Z troski

Dziś widać, że ustawę o samorządzie pielęgniarskim posłowie pisali na kolanie. Wiele kwestii pozostało niedookreślonych. Hospicjum powołane zostało decyzją rady Izby, ale Janinę Mirończuk powołał na dyrektora zjazd. Decyzję o dowołaniu podjęła jednak rada

Aby tego dokonać, kilka dni przed odwołaniem Mirończuk panie z rady zmieniły statut hospicjum i tą zmianą upoważniły się do odwołania dyrektorki. Czy miały do tego prawo? Wątpliwe, ale - jak zauważają prawnicy - jasnej wykładni nie ma, podobnie jak organu, do którego można byłoby się odwołać. Rada podlega wyłącznie zjazdowi, który zbiera się raz w roku. Następny odbędzie się wiosną.

A rada nie ułatwia sprawy i ze swojej decyzji tłumaczy się mętnie. Przewodnicząca w ostatnim tygodniu przebywała w Warszawie i nie miała czasu na kontakty z mediami. Zdążyła nas jedynie zapewnić o swojej trosce wobec pacjentów.

Radca prawny Izby Ewa Bunda twierdzi, że jednym z powodów odwołania Mirończuk były zakupy nowych samochodów i niechęć lekarzy do współpracy z dyrektorką. Jako przykład podaje doktora Edwarda Krajewskiego.

- To prawda, że złożyłem wypowiedzenie, ale nie dlatego że nie mogę współpracować z panią dyrektor - zastrzega dr Krajewski. - Owszem, mam pretensję do dyrekcji i władz miasta, ze nowy budynek nie został przeznaczony dla hospicjum.

- W piśmie do rady zwracałam się o zgodę na zakup sześciu samochodów, bo wreszcie było nas na to stać. Przez kilkanaście lat pielęgniarki w dojeżdżały do chorych prywatnymi samochodami. Teraz wreszcie stać nas było, żeby zapewnić im normalne warunki pracy. Dzięki temu, że kupiliśmy aż 6 aut, dostaliśmy olbrzymi upust - mówi Janina Mirończuk. - To bzdura, że wszyscy lekarze złożyli wypowiedzenia - zrobił to jedynie doktor Krajewski. Prawda natomiast, że z pozostałymi lekarzami prowadziłam twarde negocjacje, bo gdyby przyjąć warunki, które zaproponowali, nie spełnialibyśmy przepisowych wymogów.

Janina Mirończuk, jako prezes Fundacji "Światło" skupi się teraz wyłącznie na "śpiochach". Okno jej gabinetu wychodzić będzie na hospicjum.

Akceptacja

Osoby zaangażowane w działalność hospicjum dopatrują się drugiego dna w działaniach zarządu. - Chyba trudno im było znieść te wszystkie nagrody, które spadły na Janinę - mówi jedna z pielęgniarek związana kiedyś z hospicjum (prosi o anonimowość, nie chce ryzykować wojny z zawodowym samorządem).

Janina Mirończuk przypomina sobie dziś rozmowę z jedną z członkiń rady. - Akceptuję cię jako pielęgniarkę, ale nie znoszę cie jako dyrektorki.
Teraz wreszcie będzie mogła liczyć na pełna akceptację.

Udostępnij

Fragment rozmowy z EWĄ BUNDĄ, radcą prawnym Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych:

- Dlaczego zmieniony został statut hospicjum?
- Ostatnia poprawka w statucie została podjęta w celu uporządkowania spraw związanych z funkcjonowaniem hospicjum, ponieważ rada od bardzo dawna planowała wprowadzenie konkursu. Chcieliśmy mieć elastyczność.
- Więc teraz ogłosicie konkurs?
- Nie wiem. Daliśmy sobie swobodę. Po zmianach w statucie sprawa jest poza dyskusją. Tu nikt nie naruszył prawa. Decyzja została podjęta tylko w trosce o hospicjum. Niczym więcej się nie kierowaliśmy.
- Na czym polegała ta troska?
- W listopadzie wszyscy lekarze złożyli wypowiedzenia. Groziło to zapaścią, musielibyśmy płacić wysokie kary do funduszu. Doktor Krajewski nie chciał współpracować z panią Mirończuk, pozostali lekarze tak samo. Pani Mirończuk dostała zgodę na zakup jednego samochodu, a zakupiła ich sześć. Nie możemy sobie pozwolić na likwidację hospicjum, musimy o nie dbać.
- Czyli powodem odwołania była niegospodarność?
- Powodem była utrata zaufania i niezgodność zdań co do przyszłości hospicjum.
- Hospicjum groziła likwidacja?
- Nie wiem czy groziła likwidacja. Nie możemy doprowadzić do zapaści finansowej, a nie wiem czy to doprowadziłoby do likwidacji. Doszły do nas informacje, że taka wieść o likwidacji gdzieś się rozchodzi. Ale likwidacji nie będzie. Musimy zrobić wszystko, żeby to hospicjum było naszą wizytówką, żeby pacjenci poczuli, że o nich się dba.
- Była kontrola w hospicjum?
- Oczywiście.
- Kiedy?
- Nie pamiętam, nie mam kalendarza w głowie.
- I ta kontrola wykazała niegospodarność?
- Nie użyłam słowa niegospodarność. To pan go używa. Nie mam pojęcia czy była niegospodarność czy gospodarność. Powodów odwołania było dużo, ale nie będę ich ujawniała, bo nie jestem do tego upoważniała. Nawet jeśli pani Mirończuk była dobrym dyrektorem, to nam zależało na bardzo dobrym. I mamy teraz bardzo dobrego.
- Macie p.o. dyrektora.
- Jesteśmy wdzięczni pani Mirończuk za to co zrobiła, ale po prostu tak się dzieje, że trafi się ktoś lepszy.
- Jak długo hospicjum będzie zarządzane przez p.o. dyrektora?
- Nie odpowiem na to pytanie, bo na razie nikt tego nie wie. To nie jest dzisiaj naszym naczelnym problemem.
- A kiedy taka decyzja zapadnie? Podczas zjazdu?
- Dlaczego podczas zjazdu? Wszystko jest w toku, pracujemy w dużym napięciu, pod dużą presją. Decyzje zapadają z dnia na dzień, mamy bardzo dużo pracy związanej z hospicjum. Proszę nam pomóc, a nie przeszkadzać.
- Żeby wam pomóc, trzeba najpierw wiedzieć o co wam chodzi.
Przecież cały czas mówię, ze chodzi nam o dobro pacjenta.
Rozmawiał ADAM WILLMA

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska