Do tej pory u osób z podejrzeniem zakażenia wirusem SARS-CoV-2 refundowane przez NFZ testy na koronawirusa przeprowadzane są na zlecenie sanepidu, szpitala lub też po kwalifikacji telefonicznej przed skorzystaniem z jednego z punktów drive thru. Możliwości zlecania badań nie mają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. Ma to się zmienić już we wrześniu, na progu większej fali zachorowań na koronawirusa oraz sezonową grypę.
Działający przy Ministerstwie Zdrowia zespół opracowujący strategię walki z COVID-19 zarekomendował, by także lekarze rodzinni po przeprowadzeniu telefonicznego wywiadu i sprawdzeniu, na ile objawy są zbieżne z grypą, a na ile z koronawirusem, mogli zlecić takie testy.
Czy dodatkowe uprawnienia dla poz pomogą sprawniej wyłowić osoby zakażone SARS-CoV-2?
- Mam wiele wątpliwości - mówi Jan Tumasz, przewodniczący Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia, a zarazem kierownik przychodni Aksamitna w Gdańsku. - Już dziś, przy obecnie obowiązującym systemie, system pobierania wymazów jest niedrożny. Wystarczy próbować dodzwonić się do punktu testowania UCK pod stadionem w Gdańsku. Kilka dni temu chciałem skierować tam pracownika. Zadzwoniłem o godzinie 10, dostałem informację, że jestem 98 kolejce. Czas oczekiwania powyżej godziny. Odłożyłem słuchawkę, zadzwoniłem ok. godz. 13. Było nieco lepiej, przede mną czekało ponad 40 osób. Wykazałem się większą cierpliwością. O godz. 14, kiedy zakończono rejestrację wraz z ponad trzydziestką oczekujących zostałem zaproszony na następny dzień. Od pacjentów słyszałem, że jeśli komuś udało się zarejestrować w poniedziałek, to na pobranie materiału czekali do czwartku, a na wyniki kolejne dwa-cztery dni. Trzeba więc liczyć, że od momentu rejestracji trzeba czekać tydzień.
Najnowsze informacje z województwa
Lekarze podkreślają, że jeśli ilość kierowanych zwiększy się dwukrotnie, a jest wysoce prawdopodobne, to czas oczekiwania na pobranie wymazu zbliży się do dwóch tygodni, a na wynik trzeba będzie czekać kolejne dwa tygodnie. Może to oznaczać, że przez miesiąc pacjenci nie będą wiedzieć, czy zakażają, czy też nie. Jedyną szansą na rozwiązanie problemu jest zwiększenie liczby punktów testowania i zakup większej ilości testów.
- Według naszej wiedzy są to projekty pozostające w fazie dyskusji - mówi Andrzej Zapaśnik, ekspert Federacji Porozumienie Zielonogórskie. - Nie ma też formalnej podstawy pozwalającej nam zajmować się pacjentami zakażonymi SARS-CoV-2. Nie wiemy, czy wojewoda będzie nas wpisywał na listę jednostek skierowanych do walki z koronawirusem. Przy czym od strony praktycznej na tyle jesteśmy obciążeni codzienną pracą, że trudno wyobrazić sobie, by lekarz angażował się w pełni kosztem podstawowej działalności. Podobnie, jak pozostali lekarze uważam, że obecne możliwości testowania w Polsce są ograniczone. Ktoś musi wziąć za to odpowiedzialność i powiedzieć, jacy pacjenci powinni być wymazywani, a jacy nie. Wydaje się, że ktoś boi się tej odpowiedzialności i próbuje ją przerzucić na lekarzy poz.
Pracodawcy ochrony zdrowia zwracają uwagę na jeszcze jeden problem, który dotyka bezpośrednio pacjentów.
- W momencie oczekiwania na wynik testu pacjent razem z rodziną powinien podlegać izolacji lub kwarantannie - przypomina Jan Tumasz. - A co z pracą? Zwolnienie na czas kwarantanny może wydać tylko sanepid. Lekarz poz jest uprawniony do wystawiania zwolnień tylko osobie chorej, do czasu uzyskania wyniku pacjent potencjalnie jest zdrowy.
Dlatego oprócz rekomendacji pozwalającej dać nam dodatkowe narzędzia, należałoby także pomyśleć nad koniecznością zmian niektórych przepisów.
Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!
Jak uchronić się przed wirusem?
