Ustawił się na postoju za starostwem przy ul. Rynek, a nie - jak było napisane na plakatach - przy siedzibie Polskiego Czerwonego Krzyża. Może dlatego chętnych do oddania krwi nie było zbyt wielu. Jednak wśród tych, którzy przyszli, przeważała młodzież.
- Jestem t_u po raz pierwszy i trochę się boję - _mówiła Milena, ale dzielnie dała się pokłuć igłami. Najpierw, by zbadać poziom hemoglobiny, potem by oddać krew. Jej koleżanka, też pionierka, poddała się strachowi na tyle, że zrobiło się jej słabo. Kilku młodych chłopaków bez problemu przeszło badanie kwalifikacyjne, tylko jeden odpadł - z powodu kataru.
- W Rypinie zawsze słabo nam idzie, nie ma wielu chętnych - narzekał lekarz.
By poprawić statystyki, nasza redakcja też przekazała swoje 450 ml. Oddawanie krwi nie jest straszne. Igły, choć grubością zbliżone do zapałki, są ostre i wprawnym ruchem pielęgniarskiej ręki trafiają wprost do żyły. By upuścić z niej około pół litra życiodajnego płynu - tyle się mieści w każdym woreczku - potrzeba kilku minut.
Dawcą może być każdy, kto ukończył 18 lat i dobrze się czuje. Krew pobierana jest nie częściej niż co trzy miesiące. Przed donacją nie wolno zażywać leków rozrzedzających krew, np. aspiryny. Należy przynieść ze sobą dowód osobisty. Autobus nie przyjeżdża do naszego miasta co tydzień, ale można udać się do punktu krwiodawstwa w przychodni przy ul. Warszawskiej. Co się z tego ma? Oprócz satysfakcji z bezinteresownej pomocy chorym ludziom jeszcze zniżki na zakup leków krwiotwórczych, jednodniowe zwolnienie ze szkoły lub pracy, zwrot kosztów dojazdu do punktu krwiodawstwa i posiłek energetyczny - sok, wafelek i kilka czekolad.