MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Odkurzą wszystko

Jolanta Zielazna
- Jestem żywym dowodem, że ZUS już rozpoczął weryfikację rencistów - mówi Roman Bołtucki. Właśnie stracił rentę przyznaną na stałe.

     Jak w telewizji zaczęło się gadanie o weryfikacji, żona powiedziała:- Oj, żeby to tylko ciebie nie sięgło. _On ją uspokajał: przecież tych, co mają rentę od 10 lat, mają zostawić w spokoju. I tych, którzy mają mniej niż 10 lat do emerytury też. A on ma już 61 lat.
     No i masz, wykrakali!
     Mijały się o dni
     
Pismo z ZUS z Warszawy pod koniec października ubiegłego roku było dla Bołtuckiego jak grom z jasnego nieba. Zbierał ostatnie dokumenty, żeby pod koniec miesiąca złożyć wniosek o emeryturę, a tu mu piszą o "rozpatrywaniu sprawy w trybie zwierzchniego nadzoru nad orzecznictwem rentowym."
     Nie zrozumiał.
     Kilka dni później, tak jak wcześniej planował, złożył wniosek o emeryturę. To się wszystko zbiegło w czasie. Pisma z ZUS i jego wniosek dosłownie mijały się o dni.
     Przykazania dla zawałowców
     
Zawał "trzepnął" Romana Bołtuckiego wiosną 1992 roku. Miał wtedy 50 lat; trudny wiek dla mężczyzn. Na szczęście do tej, ni to wioski, ni miasteczka na krańcach byłego województwa toruńskiego pomoc dotarła w porę. Kilka miesięcy zwolnienia, zaległy urlop i renta.
     Dostał II grupę na rok. Druga grupa, czyli całkowita niezdolność do pracy. I tak mu tę drugą grupę później co dwa lata przedłużano aż do stycznia 1998 roku. Wtedy otrzymał decyzję, że lekarz uznał go całkowicie i trwale niezdolnego do pracy. Czyli renta na stałe.
     Prawdę mówiąc zdziwił się, ale i ucieszył. Kilka miesięcy wcześniej zmieniły się przepisy o rentach i już sobie wszyscy opowiadali, jak zaczęło się odbieranie. Więc- w ramach obcinania - spodziewał się III grupy i to na krótko. A tu taka niespodzianka!
     Jak w 92. przeszedł na rentę, podleczył się, dotarło do niego, że teraz ma już siedzieć w domu i nic nie robić? Tego sobie nie wyobrażał. Nie mógłby trochę popracować?
- Moja pani doktor u nas w ośrodku stwierdziła, że nawet to jest wskazane jako rehabilitacja. Żeby nie czuć się wyrzucony poza nawias. Postawiła warunki: praca spokojna, najwyżej na pół etatu, żadnych stresów i tak dalej - lista przykazań, dobrze znana zawałowcom. - Do tego się stosowałem. Pilnowałem, żeby uważać na siebie. Bołtucki jest raczej wysoki, siwe włosy na jeżyka, twarz przy nich jak opalona. W koszuli pod krawatem. Dobrze wygląda.
     No i pracował na te pół etatu jako księgowy. Spokojnie, bez nerwów. ZUS powiadamiał, nie było żadnych uwag.
     Z niezdolnego zdolny
     
Po kolejnym piśmie z Warszawy, że jego sprawę przekazano do ponownego rozpatrzenia, wszystko potoczyło się szybko. Wezwanie do konsultanta w Olsztynie (lekarka zdziwiona, że ZUS kieruje na badania mężczyznę w takim wieku), potem orzecznik i pod koniec listopada decyzja: całkowita zdolność do pracy.
     Renta zabrana, a wniosek o emeryturę załatwiony odmownie, bo nie spełnia warunków. Do wcześniejszej miałby prawo, gdyby był całkowicie niezdolny do pracy. Ale nie jest. Koniec, kropka. Teraz Bołtucki nie ma nic.
     - _To, co się dzieje od października, to obłęd! Nie mogę się pogodzić z takim przedmiotowym traktowaniem człowieka.
W ubiegłym roku, u nich, w tej ni to wsi, ni to miasteczku, rentę straciło z pięć albo i sześć osób. Ale mieli okresowe, a on stałą. I nagle, z dnia na dzień, z człowieka całkowicie niezdolnego do pracy stał się całkowicie zdolny.
     To jak tu nie mówić o weryfikacji albo uzdrowieniu 61-letniego mężczyzny po zawale?
     - Gdyby zabrali mi rentę w 98 roku byłbym w zupełnie innej sytuacji. Byłem młodszy, miałem inne szanse - mówi zrezygnowany. Teraz leczy się już nie tylko na serce.
     Nie jest mądrzejszy
     
Gdy ZUS zaczął przysyłać te zagadkowe pisma, Roman Bołtucki chciał się dowiedzieć, o co chodzi? Skutek jest taki, że zamiast jednej plastikowej czerwonej teczki na dokumenty ma już dwie, ale nie jest nic mądrzejszy. Do pierwszej z kolejnymi decyzjami rentowymi (wszystkie równiutko powpinane, chronologicznie, skrupulatnie**- jak to u księgowego) założył drugą. Tu wkłada korespondencję, w której usiłuje się dowiedzieć, co zakład ma mu do zarzucenia? Dlaczego po latach odkurzono jego dokumenty?
     Dopiero gdy już zabrano mu rentę, wyjaśniono, że "decyzja z 1998 roku budzi zastrzeżenia co do zgodności z zasadami orzecznictwa lekarskiego". Ale co się za tym kryje? Brzmi to intrygująco, zwłaszcza w porównaniu ze stwierdzeniem dwa zdania dalej, że ostatnia decyzja, stwierdzająca brak niezdolności do pracy, jest zgodna z zasadami orzecznictwa lekarskiego.
     Dlaczego pierwsza decyzja była niezgodna, Bołtucki się nie dowie. Inspektorat w Iławie, któremu teraz podlega, zwyczajnie odmówił mu wglądu w dokumenty. Opinia lekarza jest dla niego tajna. Kierowniczka wydziału rentowo-emerytalnego iławskiego inspektoratu nie powie, na jakiej podstawie odmawia dostępu do akt osobie, której one dotyczą. - Bo nie możemy udostępnić. Nie, i w ogóle z dziennikarzem nie będzie rozmawiać. Przedstawić też się nie przedstawi. - Jestem kierownikiem wydziału i to pani wystarczy - stwierdziła.
     - Akta krążyły między Olsztynem a Warszawą. Nie było ich w Iławie i dlatego nie można było udostępnić - tłumaczy Michał Kraszewski, rzecznik prasowy oddziału ZUS w Olsztynie. Niestety, Bołtuckiemu inspektorat zwyczajnie odmówił, nie siląc się na żadne tłumaczenie. Urzędniczka miała przed sobą jego teczkę.
     
Okrągłe odpowiedzi
     Pan Roman z uporem domaga się konkretów i z głównym lekarzem orzecznikiem ZUS w Olsztynie przerzuca się listami. Dostał odpowiedzi "na okrągło": "zaistniała konieczność kontroli orzeczenia", "badanie z 1998 roku budziło wątpliwości..." I tak dalej, zdania dobrze już znane, niczego nie wyjaśniające. Ogólniki.
     Dowiedział się jedynie, że dokumentacja była niekompletna, a główny lekarz orzecznik oddziału ma prawo w ramach nadzoru sprawdzić zasadność orzeczenia.
     A Bołtucki na to, że ZUS ma obowiązek szczegółowo uzasadnić, dlaczego po uprawomocnieniu się decyzji od nowa wszczyna postępowanie. Tymczasem on ciągle nie wie, z jakiego powodu jego sprawa zaczęła się kręcić od nowa. I nikt nie ma zamiaru mu tego wyjaśniać.
     
Zastrzeżenia po latach
     Centrala ZUS zaprzecza, by już zaczęła weryfikację. Nie ma ustawy. Może ten pan sam wystąpił o podwyższenie grupy? Może ktoś doniósł na niego? Wtedy ZUS odkurza stare sprawy. Tak samo, gdy ma podejrzenie albo złapie orzecznika na łapówce. Wówczas bierze pod lupę dokumenty wszystkich, którym kiedyś orzekał. I nie ma żadnych ograniczeń czasowych. Sprawdzą lata wstecz i nie patrzą, czy ktoś ma do emerytury rok czy lat 15.
     Anna Warchoł - rzecznik prasowy ZUS w Warszawie, sprawdziła sprawę Bołtuckiego. - Są formalne zastrzeżenia do tego, co popierało decyzję orzecznika przyznającą rentę - powiedziała enigmatycznie. - W trybie nadzoru główny orzecznik ma prawo taką sprawę ponownie zbadać. A ta sprawa wzbudzała zastrzeżenia. Ale z jakiego powodu powstały podejrzenia, tego powiedzieć nie może. Dziwi się natomiast, że Romanowi Bołtuckiemu odmówiono wglądu do akt. - To jest niezgodne z naszymi przepisami - stwierdziła. - Ma do tego prawo.
     Przepisy o nadzorze głównego orzecznika oddziału obowiązują w tej samej wersji od 1997 roku. Jakoś przed 6 laty sprawa nie wzbudziła podejrzeń głównego lekarza w Grudziądzu, który przecież też powinien nadzorować wszystkie decyzje. Teraz, po "przeprowadzce" do innego oddziału, pojawiły się wątpliwości. Czy można inaczej oceniać te same dowody? Teraz zdecyduje o tym sąd.
     
PS. Na prośbę zainteresowanego jego imię i nazwisko zostało zmienione.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska