- Powiedziałem żonie, żebyśmy tym razem dali ogłoszenie o pracę oferując wyższe wynagrodzenie - mówi właściciel fermy drobiu w pow. mogileńskim.
Zaoferowali 7 000 - 9 000 zł brutto miesięcznie. - I nikt się nie zgłosił! - mówi mężczyzna. - To znaczy, że nie chodzi o pieniądze, tylko o brak chęci do pracy!
Podkreśla, że przygotowanie osoby, która wcześniej nie pracowała na fermie drobiu, wymaga nawet roku. Bo trzeba się nauczyć wielu rzeczy, np. odpowiedniego ustawienia wentylacji w kurniku, pracy z użyciem komputera. A bywa i tak, że po trzech-czterech miesiącach pracownik odchodzi z gospodarstwa i trzeba szkolić kolejną osobę.
Podobnego zdania jest rolnik z powiatu świeckiego, który w ostatnich dwóch latach szkolił czterech kandydatów na pracowników. - Pozostał jeden i też nie mam pewności, czy z nami zostanie - mówi gospodarz. - Cztery tysiące na rękę plus darmowy wikt i opierunek, to już za mało, by utrzymać pracownika. Jednak niektórym wcale nie chodzi o pieniądze. Jednemu z pracowników na okresie próbnym chciałem dać więcej niż innym, żeby go tylko zatrzymać, bo widziałem, że ma dobrą rękę do zwierząt. Został do końca zimy, ale wiosną ruszył w świat.
I właśnie rolnicy zajmujący się produkcją zwierzęcą najczęściej poszukują pracowników.
- Nawet roboty w oborze musi ktoś obsługiwać - mówi gospodarz z Pałuk. - Przecież może wyskoczyć jakiś błąd, albo komputer wskaże, że z krową jest coś nie tak. Nie potrzebuję już tylu rąk do pracy co kiedyś, ale teraz muszę mieć chociaż ze dwóch zaufanych i odpowiedzialnych pracowników. A znalezienie osób o takich cechach, to jest dopiero wyzwanie!
- Stawka zależy od umiejętności i chęci do pracy - mówi rolniczka z pow. radziejowskiego, która szuka osoby do pracy przy bydle mlecznym. - Możemy dać sześć tysięcy złotych na rękę miesięcznie. Plus zakwaterowanie i wyżywienie. Niestety chętnych brak.
Nie potrzebuję już tylu rąk do pracy co kiedyś, ale teraz muszę mieć chociaż ze dwóch zaufanych i odpowiedzialnych pracowników.
- Przy takich problemach ze znalezieniem rąk do pracy na przykład w rolnictwie ekologicznym, dobrym rozwiązaniem może być wykorzystanie autonomicznych robotów np. w uprawie warzyw - uważa Józef Pawela, prezes Związku Plantatorów Buraka Cukrowego w Bydgoszczy, plantator z Wylatowa (pow. mogileński).
Bartłomiej Piskorski rolnik z Kołodziejewa (pow. inowrocławski) prowadzi właśnie ekologiczne gospodarstwo: - My sobie radzimy bez pomocy pracowników, ale wiem, że inni rolnicy potrzebują np. osób do obsługi maszyn.
Czy maszyny autonomiczne mogą rozwiązać problemy z brakiem pracowników przynajmniej w niektórych gospodarstwach zajmujących się produkcją roślinną? Zdaniem Piskorskiego może się tak stać, ale za jakiś czas, gdy te maszyny będą bardziej dopracowane. Jednak już dziś nowoczesne maszyny w gospodarstwach ekologicznych częściowo rozwiązują ten problem.
