Plonem rejsu odbytego przez Romana Zamyślewskiego i jego załogę jest ciekawie napisana, w formie reportażu, książka "Okiem kapitana... nie tylko Maroko".
Właściwie to nic nadzwyczajnego, zwykłe wykonanie powierzonego zadanie - miałem przeprowadzić jacht na Wyspy Kanaryjskie, startując z Wysp Brytyjskich, a dokładnie z rejonu Chichester, czyli przepłynąć jakieś 1800 NM, licząc w linii prostej - przyznaje autor w pierwszych słowach swej książki. W przypisie wyjaśnia, że NM to w języku angielskim skrót od nautical mile. W języku polskim używa się raczej pojęcia "mila morska". W obu przypadkach chodzi o tę samą jednostkę odległości stosowaną w nawigacji morskiej - 1852 metry.
- Miałem przed sobą - pisze kapitan - cztery bardzo zróżnicowane kraje: Anglię, Francję, Hiszpanię i Portugalię, które od wieków prowadziły ze sobą batalie na wodach Atlantyku. To właśnie w tym rejonie Europy są porty z długą historią i wspaniałymi żeglarskimi tradycjami. Dodatkowo jacht miał odwiedzić Maroko - kraj z przebogatą historią, wyrazistą kulturą mocno zakorzenioną w religii, ale jednocześnie otwarty na świat.
Taki rejs to nic nadzwyczajnego dla tak doświadczonego kapitana jak Roman Zamyślewski i który dobrze zna Atlantyk, a zwłaszcza wody okalające Wielką Brytanię i Wyspy Kanaryjskie. A jednak mnogość wrażeń wyniesionych z 8- tygodniowej wyprawy (początkowo miała zająć tylko 3 tyg.) okazała się tak poważna, że szybko narodziła się 198-stronicowa książka, ilustrowana czarnobiałymi zdjęciami autora i pozostałych żeglarzy.
Przy czym publikacja może stanowić doskonały podręcznik do nawigacji dla kolejnych polskich załóg wyprawiających się na zachód Europy i w północno-zachodnie rubieże wielkiej Afryki. Jak płynąć bezpiecznie, znaleźć najlepszą marinę i wpłynąć do niej, załatwić formalności paszportowe, a przy tym zwiedzić jak najwięcej- o tym wszystkim otrzymasz drogi Czytelniku informacje z pierwszej ręki. A kto chciałby dowiedzieć się jeszcze więcej, temu kapitan Zamyślewski nie odmówi - jak zapewnia - rozmowy w cztery oczy.
Jego przygoda zaczęła się 16 czerwca 2018 roku w marinie Birdham Pool portu Chichester. Port wykorzystywany był już w czasach rzymskich. Czekał tam nieużywany od 3 lat jacht żaglowy Dehler 37 Cruising (dł. 11,20 m) - konstrukcja z przełomu lat 80. i 90. minionego stulecia. Poprzedni właściciel wystawił go na sprzedaż. Roman Zamyślewski miał go tylko przeprowadzić na "Kanary" i oddać w ręce kupującego pod nową nazwą "Leeloo" i holenderską banderą. Jednostkę trzeba było doprowadzić do stanu używalności, co łatwe nie było.
- To, co podnosi ciśnienie kapitanowi, dzieje się zazwyczaj przy brzegu - wyjaśnia pan Roman w książce, a autorowi tego artykułu jeszcze przed jej wręczeniem. - Chodzi o tory podejściowe do portów, ruch statków, mielizny, skałki, rybackie sieci, prądy pływowe, zaburzenia wiatru... A kiedy daleko do brzegu i wokół pełno wody, i pusto aż po horyzont, to nawet jeśli ma się pecha i na jachcie trafi się jakaś awaria, to można, bezpiecznie dryfując, naprawić ją.
W rzeczy samej, bowiem wystarczy przeczytać o tym, jak manewruje się jachtem przy wyjściu z angielskiej mariny: - Płyniemy, a właściwie to lawirujemy n silniku, krętym torem żeglugowym wytyczonymi pławami na kanale Itchenor Reach, a następnie kanałem Chichester w kierunku cieśniny Spithead. Rozlewisko kanału Chichester przy wysokiej wodzie pływowej dochodzi miejscami do szerokości prawie 1 NM, a przy niskiej wodzie zmniejsza swą szerokość dziesięciokrotnie. Cały odcinek zastawiony jest bojami, na których cumują jachty.
Kapitan Mariusz Koper. Ten, który okrążył Antarktydę
Takich podejść do portów i wyjść było mnóstwo, a każde skomplikowane , czasem niebezpieczne. Takie było też przejście Kanału Angielskiego (La Manche), Zatoki Biskajskiej i Cieśniny Gibraltarskiej.
- W Cieśninie Gibraltarskiej wiatr wciska się do niej niczym do gigantycznego lejka, zmienia kierunek przyspiesza . Powstaje efekt dyszy - wyjaśnia kapitan. - Do tego dochodzą prądy pływowe, wiry i nienaturalne fale z grzywami.
Zamyślewski był szczególnie ciekaw Maroka, w którym dotąd nie był. Okazało się, że łatwo nie było. W Tangerze na początek policja portowa, później emigracyjna i jeszcze służby graniczne. Oczywiście kserowanie dokumentów i wszędzie formularze do wypełnienia: zawód wykonywany, stan cywilny, majątkowy, skąd płyniemy i dokąd, jakie kraje odwiedziliśmy. Później sprawdzanie jachtu, czy jest broń i czy przypadkiem nie ma na pokładzie drona.
W biurze mariny załoga musiała wypełniać kolejne papiery: dokumenty wejścia/ wyjścia na terem Maroka. I tak we wszystkich portach.
- Ale trzeba im oddać, że są nastawieni pozytywnie do obcych. Żadnych złośliwości, po prostu robią swoją robotę - dodaje kapitan.
Nie samym rejsem żeglarze żyją, więc mieli przyjemność zwiedzenia przyportowych miast: Tangeru, Rabatu, Casablanki, Al-Dżadidy.
Uczestnicy rejsu na poszczególnych etapach: 1. Janusz Cichański, 2. Michał Banach 3. Marek Wilk , 4. Piotr Molenda, 5. Grzegorz Wałęsa, 6. Jakub Zamyślewski 7. Bartosz Latos.
Promocja książki, która odbyła się niedawno w bydgoskim klubie "Eljazz", zgromadziła liczne audytorium miłośników żeglarstwa i sporów wodnych.
