Wilhelm Brzykcy ma dziś 90 lat. Mieszka na Wyżynach. Gdy zatrudniono go w DAG miał 24 lata. Był ślusarzem. Taki też przydział widnieje na jego Ausweissie. Dokument - przepustka ma bardzo wczesny numer - 846.
- Mieszkałem na ulicy Grunwaldzkiej - opowiada. - Miałem sąsiada - Niemca. To on zaciągnał mnie do niemieckiego posrednictwa pracy. Tam dostałem przydział. Właśnie w DAG, które wówczas się budowały. Zostałem kierowcą - mechanikiem.
_Wilhelm Brzykcy pamięta dokładnie - na terenie obecnego "Zachemu" w 1939 roku nie było nic. Tylko las. Był jednym z wielu pracowników firmy, którzy nie mieszkali w obozach. Dojeżdżał z miasta. - _Pracowników przywoziły specjalne autobusy, które kursowały po mieście. Jeden z nich pojawiał się na Grunwaldzkiej - _opowiada. - Pracowaliśmy nawet i po 12 godzin, zależy, czy było coś do roboty, czy nie. Dostawaliśmy normalne wynagrodzenie. Ja pracowałem przy samochodach w Łęgnowie.
Wilhem Brzykcy opowiada, że materiały na budowę zakładów początkowo przywożono koleją. Potem już na miejscu postawiono betoniarnie.__Zakład budowało kilkadziesiąt różnych niemieckich firm.
- Nie znam szczegółów, z moją przepustką mogłem być tylko w miejscu pracy - pamięta. - Nigdzie indziej nie wolno mi było wejść.
Potem pana Wilhelma przeniesiono do pracy w zakładowej straży pożarnej. Strażacy mieli do dyspozycji kilkadziesiąt samochodów gaśniczych i sanitarek. Ale nawet przy większych awariach i wypadkach przy produkcji prochu strażaków nie wpuszczano na zakład. - Pamiętam jedną eksplozję - mówi Brzykcy. - _Nie widziałem tego na własne oczy, ale inżynierowie opowiadali, że po jednym z wybuchów resztki ciał wisiały na gałęziach drzew.
**_Megafony i radość
Panu Wilhelmowi wryło się w pamięć jedno wydarzenie ze służby w zakładowej straży. - Była tam taka wieża, z której obserwowano, czy nic się nie pali - mówi. -_Podczas obserwacji czas się dłużył. W pewnej chwili z megafonów dał się słyszeć komunikat: "Deutsche truppen aus Russland" - "Niemieccy żołnierze weszli do Rosji". Wszyscy Niemcy zaczęli krzyczeć z radości.
_Wilhelm Brzykcy pracował w DAG przez cały okres działania zakładów. Pamięta, że zakład był czynny do samego końca. Produkcja była "pod parą". - _Rosjanie nadeszli od strony Łęgnowa - mówi. -_ Jak Niemcy zaczęli uciekać, wziąłem rower i wyjechałem z zakładu.
_Co w tym czasie działo się z pracownikami przymusowymi i jeńcami zakwaterowanymi w obozach - do tej pory nie wiadomo. Brzykcy twierdzi, że zaczęto ich wywozić jakiś czas przed wejściem Rosjan do Bydgoszczy.
***
Wciąż szukamy osób, które podczas wojny pracowały w zakładach zbrojeniowych DAG. Kilka z nich udało się odnaleźć, ich wspomnienia zamieścimy w kolejnych wydaniach "Albumu Bydgoskiego".
Szukamy też osób, które mogą coś wiedzieć na temat działań wywiadu, który na pewno interesował się DAG. Już teraz - z listu Czytelnika - wiemy, że żołnierz AK okręgu wileńskiego Jerzy Dobrowolski został skierowany do rozpoznania zakładów w Łęgnowie k. Bydgoszczy. Może byli i inni?
Kontakt - tel. 326-31-49 lub 326-31-78
