Henryk Wełniak nie pracował w DAG. Zna te czasy z opowieści ojca, Franciszka.
- W 1938 roku - wspomina Henryk Wełniak - przenieśliśmy się całą rodziną do Bydgoszczy. Zamieszkaliśmy przy ul. Toruńskiej 10, nad poddaszu. Pod nami był warsztat wulkanizacyjny. Warsztat należał do Niemca o nazwisku Kroll. Ojciec u niego pracował.
- W 1939 roku, gdy Niemcy już weszli do Bydgoszczy, Kroll zawołał ojca i powiedział mu wprost - idź pracować przy budowie DAG, tam więcej zarobisz. Ojciec dostał przydział do prywatnej, niemieckiej firmy budowlanej: Habermann & Guckes A.G.
_Data zatrudnienia Franciszka Wełniaka widnieje w jego książce pracy - to 28 listopada 1939. Z tego, co wiemy dziś, DAG budowało kilkadziesiąt niemieckich firm, specjalizujących się w określonych rodzajach robót. Firma Franciszka Wełniaka wznosiła budynki.
- _Ojciec pracował od strony Łęgnowa, dojeżdżał do pracy rowerem - opowiada pan Henryk. - Budowa wyglądała tak - przed nimi szli geodeci i ekipy wycinające las. Potem wyciągano w górę budynki. Pewnego dnia ojciec został porażony przez prąd. W jakimś budynku kabel pod napięciem wpadł do zbiornika z wodą. Wielu zginęło. Ojciec miał poparzone nogi. Trafił do zakładowego lazaretu, ale leczenie niewiele pomogło. Narzekał na nogi do końca życia...
Podobny do bydgoskiego DAG zakład już przed wojną budowano w Krzystkowicach (Kristianstadt), na Dolnym Śląsku (ogromne pozostałości można oglądać również dziś). Fabryka była rozbudowywana. Trafiło do niej sporo osób z Bydgoszczy. Między innymi -Franciszk Wełniak.
- Transport liczył kilkanaście wagonów z ludźmi - mówi syn Franciszka. - Na miejscu zakwaterowano w obozowych barakach. Byli tam nie tylko Polacy. Nie było jedynie Żydów. Najgorzej mieli Rosjanie. Ojciec pamiętał, jak kiedyś, z głodu, jeden z Rosjan zabił wachmana pilnującego kopca ziemniaków. Inni Rosjanie rzucili się do jedzenia. Tego, który zabił, Niemcy potem powiesili.
_Franciszek Wełniak wciąż narzekał na nogi. Tymczasem niemieccy budowniczowie mieli kłopot z krętymi schodami w jednym z obiektów. - _Lagerfzrobił zbiórkę i szukał chętnych do rozwiązania kłopotu. A ojciec znał się na rysunku technicznym, więc się zgłosił. Schody udało się zbudować, jak trzeba. W zamian Lagerfobiecał ojcu pomóc. Wysłał go do szpitala we Wrocławiu. Miał powiedzieć: "Przekonasz się, że nie wszyscy Niemcy są źli" - _opowiada Henryk Wełniak. - _Ze szpitala we Wrocławiu ojciec wrócił do Bydgoszczy .
***_
**_Wciąż szukamy świadków tamtych wydarzeń. Kontakt pod numerami telefonów: 321-31-78 lub 321-31-49.
