Dostaliśmy pismo z kancelarii prawnej: mamy być w domu, bo odwiedzą nas urzędnicy, którzy naliczą opłatę adiacencką - mówi zaskoczona mieszkanka podbydgoskiego Osielska. - Nie dość, że czekaliśmy na kanalizację 10 lat, potem płaciliśmy za materiały i przyłącze, to jeszcze to! - unosi się.
- Najprawdopodobniej przyjdzie do Czytelniczki biegły, który obejrzy nieruchomość i oszacuje wzrost jej wartości spowodowany podłączeniem kanalizacji - wyjaśnia Michał Janowski, radca prawny. - Właściciel nieruchomości uczestniczy w kosztach budowy urządzeń infrastruktury technicznej (takich jak drogi, wodociąg, kanalizacja) przez wnoszenie na rzecz gminy właśnie opłaty adiacenckiej - tłumaczy.
Ile to kosztuje?
Nie wszyscy ściągają takie opłaty. - Jeśli gmina nie podejmie uchwały o ustaleniu jej wysokości, nie może jej pobierać - podaje Janowski. - Część gmin jednak takie decyzje uchwaliła - podkreśla.
- Jest ich niewiele - zastrzega Tadeusz Wiewiórski, przewodniczący Konwentu Wójtów Województwa Kujawsko-Pomorskiego. - Generalnie związane są z tym dodatkowe obowiązki dla samorządu, a dla mieszkańców dodatkowe opłaty.
- Jeszcze nie mamy takiej uchwały, ale zastanawiamy się nad nią - przyznaje tymczasem Ryszard Borowski, wójt Konecka. - Wprowadza się je tam, gdzie dużo się buduje i inwestuje. Nasza gmina jest typowo rolnicza, nie byłoby tu może dużego zysku. Taka opłata to pewnego rodzaju dochód, opłaca się tym samorządom, gdzie jest wiele terenów pod działki budowlane i domki jednorodzinne - przedstawia punkt widzenia samorządów.
- Jeśli gmina wybudowała w pobliżu prywatnej nieruchomości tego typu urządzenia, może się upomnieć nawet o 50 procent kwoty, o jaką z tego tytułu wzrosła wartość działki - kontynuuje wyjaśnienia radca prawny. - Płaci właściciel lub współwłaściciele w stosunku do wielkości swoich udziałów.
Uwaga! Nie ma znaczenia, czy chcemy korzystać ze stworzonych możliwości. Na przykład, czy mamy zamiar korzystać z wodociągu. Dla wymierzenia opłaty wystarcza sam fakt, że stworzono mieszkańcowi taką możliwość.
Co jednym miłe, innym - niekoniecznie
Nie zawsze to, co samorząd uzna za polepszenie warunków i zwiększenie wartości nieruchomości, mieszkańcy uznają za właściwe.
- Zdaniem gminy dobre było wybudowanie szybkiej trasy pod samymi moimi oknami - mówi Waldemar Malinowskiz Bydgoszczy. - Ale za każdym razem, gdy coś ciężkiego przejedzie i skaczą kieliszki w kredensie, wątpię w to - mówi z przekąsem.
U wielu ludzi pismo z informacją o opłacie wywołuje zaskoczenie i gniew. Tak było półtora roku temu w Koronowie. Mieszkańcy ul. Kwiatowej w Koronowie, po wielu latach, doczekali się kostki na ulicy, ale zaraz musieli uregulować opłaty.
Zdarza się też i tak, że mieszkańcy na inwestycję zrzucają się przed nią, a potem są proszeni o uregulowanie opłaty.
Pieniądze wpłacone wcześniej nie przepadają. Ustawa o gospodarce nieruchomościami mówi, że w takim wypadku obniża się o tę kwotę wysokość różnicy wartości nieruchomości, a nie samą opłatę.
Ważne, pamiętaj!
Wyjaśnień zaskoczonym właścicielom udziela radca prawny Michał Janowski:
- Co zrobić, gdy dostałeś takie pismo? Zacznij od sprawdzenia, czy uchwała obowiązywała w momencie oddania inwestycji do użytku (m.in. czy była opublikowana w wojewódzkim dzienniku urzędowym). Jeśli tak, to wójt/burmistrz/prezydent ma trzy lata na wydanie decyzji o ustaleniu opłaty. Jeśli nie zdąży lub po prostu tego zaniecha, opłaty nie będzie.
- Opłatę można nakładać tylko, jeśli właściciel nieruchomości ma możliwość korzystania z nowego urządzenia lub drogi.
- W przypadku sieci wodociągowej lub kanalizacyjnej rozstrzyga moment rzeczywistego przyłączenia nieruchomości do sieci (w praktyce jest to dzień sporządzenia protokołu odbioru końcowego robót - do wglądu w gminie).
- Jeśli należność jest wysoka, ustawa umożliwia rozłożenie takiej opłaty na raty, nawet do 10 lat. Zabezpiecza się ją wtedy wpisem hipoteki do księgi wieczystej.