Tragedia rozegrała się 27 kwietnia przy ulicy Kolejowej w Ostrowie. Chłopiec doznał obrażeń podczas zabawy na dmuchanym materacu, w której uczestniczyły jeszcze dwie inne osoby. Uderzył się w klatkę piersiową. Ponieważ go bolało, wezwano karetkę.
Stan chłopca zaczął się gwałtownie pogarszać. Był reanimowany w mieszkaniu przez godzinę, a kolejne pół godziny w szpitalu. Nie udało się go uratować. Według biegłych, wysiłki ratowników nie były w stanie zapobiec śmierci.
- Ze wstępnych ustaleń nie wynika, aby obrażenia mogły powstać w wyniku celowego działania osób trzecich. Za uprawdopodobnioną należy uznać wersję nieszczęśliwego wypadku - poinformował rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim Maciej Meler.
Ponieważ zdarzenie wciąż wzbudza sporo emocji, matka 9-letniego chłopca postanowiła sama wyjaśnić okoliczności wypadku i zakończyć spekulacje. Umieściła w internecie obszerny wpis. - Przyczyną było uszkodzenie nerwu błędnego w splocie słonecznym na skutek niefortunnego upadku. Nie było to uderzenie. Gdyby było, mostek obroniłby ten nerw. Z sekcji wynika, że to nie był mocny upadek, lecz właśnie niefortunny - wyjaśnia kobieta.
Według jej relacji po upadku chłopiec wstał i powiedział „tato słabo mi”, po czym wtulił się w ramiona ojca, który poczuł jak dziecko wykonuje ostatnie oddechy. Zaraz zaczął reanimację i wykonywał ją do przyjazdu karetki. Po szóstej ampułce adrenaliny wrócił puls i chłopiec trafił do szpitala.
- Pojechaliśmy za nimi. Po jakimś czasie poinformowano mnie, że nic się nie dało zrobić. Sekcja potwierdziła, że uszkodzony został nerw odpowiedzialny za pracę serca. Nie da się go zoperować - napisała matka zmarłego 9-latka.