Spis treści
"Diabelskie palce" w Polsce. Lasy Państwowe opublikowały zdjęcie okratka australijskiego
Z lasu najchętniej wynosimy borowiki, kurki, kanie i podgrzybki. Okratek australijski raczej nie jest na liście pożądanych przez zbieraczy grzybów. Znalezisko nie dość, że może przyprawić o przyspieszone bicie serca, to dodatkowo odstrasza zapachem padliny.
Dojrzała forma grzyba ma czerwone, czasem różowe ramiona pokryte ciemnym nalotem. Te czarne punkciki to zarodniki. Całość przypomina małą ośmiornicę, rozgwiazdę lub rozstawione palce przerażającej postaci z horroru. Jedni są przerażeni, drudzy dostrzegają walory estetyczne obcego grzyba.
- Trochę jak truskawka w czekoladzie – przekonują niektórzy internauci.
„Obcy” w polskich lasach. Skąd wziął się okratek?
Jak sama nazwa wskazuje, okratek australijski pochodzi z Australii, w Polsce po raz pierwszy zaobserwowano go w latach 70. Najczęściej spotyka się go na południu, zdarzają się jednak przypadki występowania w innych częściach kraju.
- W lasach Nadleśnictwa Wymiarki grzyb ten został zidentyfikowany w bezpośrednim sąsiedztwie Nysy Łużyckiej stanowiącej granicę z Republiką Federalną Niemiec, co rodzi domniemanie, że właśnie rzeka mogła być wektorem przeniesienia zarodników tego gatunku - informuje na swojej stronie Nadleśnictwo Wymiarki.
W okresie dojrzewania owocnik przypomina jajo węża
- Leśne oczy Saurona? — żartują Lasy Państwowe na facebookowym profilu, nawiązując do kultowej powieści "Władcy Pierścieni".
Zanim okratek australijski zacznie się rozrastać, jego owocnik ma kształt kulisty. Czasem mówi się, że jest to „czarcie jajo” lub „wężowe jajo”. Po przekrojeniu widać kształtujące się różowe receptaculum, czyli ramiona i ciemniejszą część, która będzie zarodnikami.
- Jak to jednak u sromotnikowatych bywa, owocnik początkowo występuje w formie "jaja" i zupełnie nie przypomina swojej ostatecznej postaci – informują leśnicy.
Czy okratek australijski jest jadalny?
Egzotyczny grzyb przypomina twór nie z tej ziemi. Nie jest trujący, ale ze względu na odrażający zapach gnijącego mięsa omija się go szerokim łukiem. Czasem łatwiej wyczuć obecność tego gatunku, niż znaleźć go w gąszczu traw.
Źródło: Lasy Państwowe
