Mówi on o awarii systemu sterującego pracą suszarni. - Wykluczam podpalacza, bo cały teren jest ogrodzony, a w pobliżu suszarni, gdy wybuchł pożar, kręcił się palacz, a jego o to nie podejrzewam - tłumaczy Jan Gołuński, właściciel tartaku Joltex w Lnianie.
Woda z góry i z dołu
Dym wydobywający się z jednej z sześciu komór suszarni, usytuowanej w budynku na tyłach firmy, zauważył jeden z pracowników. Natychmiast zadzwonił po straż pożarną. Dziesięć minut później na placu pojawili się druhowie OSP. Niedługo potem przybyły jednostki ze Świecia. Wsparcie dotarło w chwili, gdy ochotnicy próbowali otworzyć wrota do palącego się pomieszczenia. Wewnątrz znajdowało się 60 metrów sześciennych tarcicy bukowej wartej około 150 tys. zł. Po wysuszeniu miała trafić do jednej z firm meblarskich.
Wprawdzie pożar objął tylko jedną komorę, istniało jednak niebezpieczeństwo, że przeniesie się do kolejnych pięciu. W kompleksie budynków znajdowały się również pomieszczenia warsztatowe, z których zdążono w porę wynieść butle z gazami technicznymi oraz wyprowadzić wózki widłowe.
Od przyjazdu pierwszych zastępów OSP podawano dwa prądy wody mające chronić dach suszarni. Ponadto wprowadzono dwóch ratowników z jednym prądem wody (w aparatach tlenowych) do przyległego pomieszczenia, w którym znajdował się piec.
Skończyli tuż przez północą
Ze względu na rozmiar pożaru, bardzo szybko skończyła się woda w wozach gaśniczych. Strażacy skorzystali więc z hydratów, dwóch na terenie tartaku i jednego poza jego obrębem. Rzecz w tym, że ciśnienie w sieci było o wiele za słabe w stosunku do potrzeb. Udało się to zmienić dopiero pod odcięciu części wsi i przekierowaniu wody tak, aby w rejonie tartaku uzyskać właściwe ciśnienie. W międzyczasie podjęto próbę zorganizowania czerpania wody z naturalnego zbiornika w Lnianie, a następnie w miejscowości Wętfie, gdzie zbudowano punkt czerpania wody.
Akcja gaśnicza zakończyła się krótko przed 24 w nocy z poniedziałku na wtorek. Wczoraj od rana pracownicy porządkowali plac, na którym złożono nadpalone lub całkowicie zwęglone deski. Oprócz samej komory, poważnej naprawy wymaga także dach oraz instalacja elektryczna, wspólna dla całego obiektu. Bez tego ostatniego niemożliwe jest uruchomienie pozostałych komór suszarni. W chwili pożaru, w każdej z nich znajdowało się 60 metrów sześciennych drewna.