Straszny korek na Chełmińskiej
Niemałe zamieszanie czekało wczoraj, krótko po godz. 8. na kierowców próbujących wjechać i wyjechać z miasta trasą w kierunku Łubianki.
Na odcinku od ul. Owsianej do rogatek z Szosą Chełmińskiej nawierzchnia jest etapami zrywana, a ruch odbywa się wahadłowo, tak będzie do końca października.
Wczoraj drogowcy wystawili kierowców na próbę.
Zapaliło się zielone światło dla kierowców wjeżdżających do miasta. Jednak w połowie drogi na jedynej czynnej nitce pracowały maszyny drogowe, które tamowały ruch.
Po kilku minutach zielone światło zapaliło się dla kierowców wyjeżdżających z miasta. W efekcie tego kilkadziesiąt aut, w tym tiry i autobusy utknęły.
Przez kilkanaście minut drogowcy nie wiedzieli co począć w takiej sytuacji.
Dopiero, gdy trasa została totalnie zatamowana, przy sygnalizatorach świetlnych stanęły osoby, które zaczęły kierować ruchem.
Trzeba było odstać swoje
W końcu zatamowane auta od strony Torunia puszczono po nitce, na której teraz prowadzone są prace.
- To niedopuszczalne, aby prowadzić roboty drogowe z taką organizacją pracy - grzmi mieszkanka Łubianki, która przez korek spóźniła się do pracy. - Obsługa długo rozkładała bezradnie ręce, bez krótkofalówek próbowała się ze sobą porozumieć z odległości kilkuset metrów. Totalny chaos zapanował w tym miejscu. A co, gdyby musiały przejechać tędy służby ratunkowe?
Więcej kierowcy nie mają mieć takich sytuacji.
Wyciągną wnioski
- W przypadku, gdy maszyny muszą wyjechać na nitkę, po której jeżdżą kierowcy, ruch powinien zostać zatrzymany przy światłach z obu stron - mówi Piotr Kwiatkowski, kierownik przebudowy Szosy Chełmińskiej z firmy Skanska. - Skoro tak nie było, to był błąd z naszej strony. Sprawę wyjaśnię i wyciągnę wnioski na przyszłość, aby taka sytuacja się nie powtórzyła. W każdym razie przepraszam za tą sytuację.
Kierownictwo tłumaczy, że w przypadku przejazdu pojazdu służb alarmowych zbudowane są tzw. mijanki, aby kierowcy mogli przepuścić auta uprzywilejowane.