Sobota, godzina 15. Na niebie mnóstwo chmur, co chwilę pada deszcz. Kiepska pogoda jak na ślub. No trudno, nie wybieramy sobie aury. Szybkim krokiem zmierzam w kierunku Fary. Co prawda oficjalnie Liszowska ma ślubować o 15.45, ale wśród dziennikarzy krąży plotka, że aktorka na pewno pojawi się wcześniej, bo informacja o owianym wielką tajemnicą ślubie trafiła oczywiście wcześniej do mediów.
Tak przez przypadek...
W pobliżu katedry zbiera się już pokaźne grono gapiów. Stoją na niewielkiem wzniesieniu oraz schodach prowadzących do Fary. Prawie każdy z aparatem. Przed wejściem - piękne czarne ferrari, a wokół sześciu czy siedmiu panów z ochrony. Osłaniają auto białymi parasolkami. - I po co to? - pyta prześmiewczo stojący obok mnie mężczyzna. - Raz że nie pada, a dwa - no przecież i tak wszystkie gazety pisały o tym ślubie. Co oni chcą zasłonić?
Jedno jest pewne - parasolki skutecznie utrudniają pracę stojącym wokół samochodu fotoreporterom.
Nagle ferrari odjeżdża spod katedry. A za nim rusza łańcuszek niemniej pokaźnych aut. Wszystkie na szwedzkich rejestracjach. Nie brakuje typowej w takich sytuacjach pokazówki, czyli jazdy na wysokich obrotach silnika. A to nieszczególnie podoba się bydgoszczanom. - Jezu, narobią hałasu tymi swoimi tuningami - komentuje starsza pani. - Na co to?!
Tymczasem młoda para w asyście zagranicznych gości odbywa krótką rundkę po mieście, bo w katedrze... trwa jeszcze inny ślub. Po kilku minutach weselny orszak podjeżdża ponownie.
Podchodzę bliżej, żeby zobaczyć tę bajkową sukienkę. Joanna razem ze swoim przyszłym mężem siedzą jeszcze w samochodzie, wokół którego biegają panowie z parasolkami. Jednemu z fotoreporterów puszczają nerwy: - Panie, złóż pan to badziewie! - krzyczy do ochroniarza.
Bodyguard idzie w zaparte. - Nie mogę! - odkrzykuje poszturchiwany przez innych fotoreporterów. Przez szybę samochodu widać od czasu do czasu mnóstwo falbanek i koronek. - Toć ta kobita nie wysiądzie z samochodu - załamują ręce dwie stojace całkiem blisko ferrari bydgoszczanki.
Po chwili do auta podchodzi młoda brunetka. Trzyma niebieską różę i niewielki bukiecik z białych różyczek. - Pewnie świadkowa - spekulują ożywione obserwatorki.
Aktorka w końcu wysiada z samochodu. "Joasia! Joasia!" - rozlegają się krzyki fotoreporterów. Ale Joasia ani drgnie. Jest bardzo poważna i skupiona. Jej twarz przysłania pokryty delikatnym brokatem welon. Przeciskam się jeszcze bliżej (co nie jest łatwe, zważywszy na ochroniarzy i przepychających się fotografów). No więc sukienka - tak jak myślałam - ozdobiona wieloma koronkami i falbankami. Z odważnie wyciętym dekoltem. Włosy spięte w kok. - Oj, nie podoba mi się - komentuje jedna z dwóch pań, które chwilę wcześniej martwiły się, że gwiazda nie zdoła wysiąść z samochodu. - Po co tyle ozdób?! A widziałaś jej dekolt?! - pyta swoją kompankę.
Liszowska w towarzystwie ochroniarzy znika w kościele, do którego na czas jej ślubu nikt, poza gośćmi, nie ma prawa wstępu. Fotoreporterzy dyskutują na temat białych parasolek, palą spokojnie papierosy. - Bzdura jakaś - słyszę za plecami. - Tylko lakier porysowali. Barany!
Idę pooglądać te motoryzacyjne cudeńka stojące obok Fary. Na taki sam pomysł wpada rzesza bydgoszczan, którzy ochoczo fotografują się przy samochodach szwedzkich gości. I przy okazji szacują, ile jeden z drugim musi kosztować. - Oni to mają inne życie w tej Szwecji - mówi, kiwnąwszy ręką, straszy mężczyzna do swojej żony. - No zobacz obicie siedzeń. Przecież to skóra jest.
Bardzo dużym zainteresowaniem cieszą się także old-carsy, zwłaszcza marki Pontiac i Cadilac. Każdy z nich opatrzony jest rejestracją z imionami Młodej Pary. Przy lusterkach powiewają biało-czerwone oraz żółto-niebieskie wstążeczki. W takich samych kolorach są bukiety ułożone na masce jednego z samochodów. - Nowożeńcy przesiądą się po zaślubinach do tego auta? - pytam siedzącego wewnątrz mężczyznę. Trochę zdziwiony, odpowiada szeptem. - Nie, to dla gości. - A może wie pan, dlaczego Joasia wybrała akurat Bydgoszcz na miejsce ślubu? - idę za ciosem. Ale nic z tego. Mężczyzna tylko uśmiecha się pod nosem i wzrusza ramionami, sugerując, że sam nie wie.
Przy drzwiach Fary cały czas czyhają fotoreporterzy. Wystarczy, że klamka lekko drgnie, a aparaty już idą w ruch. Nareszcie jeden z ochroniarzy otwiera wrota. Najpierw wychodzą goście. Mam w końcu okazję wyłapać znane z telewizji twarze. I tak: Michał Piróg ubrany w szary, pasiasty garnitur i do tego czarno-białe mokasyny, Piotr Zelt - chyba po urlopie, bo mocno opalony. Ma na sobie ciemny garnitur i białą koszulę podkreślającą opaleniznę. Gdzieś tam mignęła mi Katarzyna Zielińska.
Sypania ryżem ani pieniędzmi najwyraźniej nie będzie. Goście odchodzą na bok. Niektórzy już wsiadają do swoich samochodów. Z kościoła wychodzi Joanna Liszowska. Widzę też jej męża - Ola Sernekę ubranego w gustowną czerń, do której przypięta jest biała różyczka.
Zobacz zdjęcia: Ślub Joanny Liszowskiej w Bydgoszczy
Aktorka usiłuje przedostać się do samochodu. Po drodze przydeptuje swoją okazałą sukienkę, która z tyłu jest lekko uniesiona.
Moją uwagę przykuwają jasnobrązowe buty Liszowskiej, a raczej ich kilku lub może nawet kilkunastocentymetrowe obcasy. Muszą być wygodne, skoro zamierza wytrzymać w nich jeszcze parę godzin. W końcu Joanna dociera do drzwi auta. Jeden z ochroniarzy zahacza jej welon połamaną parasolką. Na szczęście świadkowa opanowuje sytuację. Aktorka ląduje w samochodzie, gdzie czeka już na nią jej mąż.
Na horyzoncie pojawia się jeszcze kontuzjowana w prawe kolano Katarzyna Skrzynecka. Na ślub przyjechała ze swoim mężem - Marcinem Łopuckim. - Ale on to młodszy widać od niej sporo - komentują dwie kobiety.
Skrzynecka zaczyna śpiewać "Sto lat!". Czarne ferrari odjeżdża spod kościoła. Za nim sznurek ryczących, szwedzkich aut.
Wesele odbyło się w myślęciń- skim hotelu "Pałac". Tak jak poprawiny następnego dnia, których atrakcją była wizyta ubranych w czarne skóry motocyklistów.
Ale dlaczego Bydgoszcz? Bo tak!
Czytaj e-wydanie »