Pan Janusz (nazwisko do wiadomości redakcji) jechał z Ełku do Bydgoszczy. Kupił bilet emerycki w pierwszej klasie pociągu pospiesznego, z dwiema przesiadkami: w Olsztynie i Toruniu.
Pomiędzy Ełkiem a Olsztynem pociąg stanął w polu na jakąś godzinę. - Kiedy dojechałem do Olsztyna pociągu, do którego miałem się przesiąść już nie było - opowiada Czytelnik, który wsiadł do pierwszego pociągu osobowego do Torunia.
- Miałem dużo droższy bilet, więc uznałem, ze nie będzie problemów - tłumaczy.
Jednak w związku z tym, że od grudnia 2008 r. pociągi pospieszne i osobowe obsługują niezależne od siebie spółki (te pierwsze PKP Inter City, te drugie PKP PR) konduktor stwierdził, że bilet jest nieważny. - Musiałem kupić nowy (16 zł - red.), ale na odwrocie tamtego konduktor wpisał, że nie został wykorzystany na odcinku Olsztyn-Toruń i powiedział, że dostanę zwrot części pieniędzy - opowiada pan Janusz.
Z Torunia do Bydgoszczy pojechał już pospiesznym na "starym" bilecie i zgłosił się do kasy po zwrot pieniędzy. - Wypłacono mi... złotówkę - mówi zszokowany, tym bardziej, że za przejazd z Olsztyna do Torunia zapłaciłby w pierwszej klasie pociągu pospiesznego 28 zł.
- Obowiązuje taryfa regresywna, w związku z czym najdroższy jest pierwszy odcinek, a im dłużej się jedzie, tym mniej się płaci, stąd też taki niewielki zwrot - przekonuje Marek Ostrowski, rzecznik PKP PR w kujawsko-pomorskiem.
Problemu w ogóle by nie było, gdyby kolejowe spółki wzajemnie honorowały swoje bilety. - Takiej możliwości nie było i nie ma, ale porozumieliśmy się w kwestii adnotacji o niewykorzystaniu biletu na danym odcinku - tak jak zostało zrobione to tutaj - i to powinno załatwiać sprawę - przekonuje Marek Ostrowski.
O tym, że nie załatwia przekonał się pan Janusz, który za podróż w mniej komfortowych warunkach zapłacił 15 zł więcej. Tylko dlatego, że przewoźnicy nie potrafią się dogadać.
