- Kto w dobie internetu, komputerów, elektronicznych gier i całego medialno-rozrywkowego boomu kupuje jeszcze modele do sklejania?
- Są to na ogół starsi modelarze i tacy, którzy rozpoczynali swoją przygodę z modelami jeszcze w latach 90. Ale ma pan rację. Wtedy modelarstwo przeżywało swoją świetność. Były kółka modelarskie, pracownie. Sami braliśmy nawet udział w targach branżowych i różnych wystawach. Sponsorowaliśmy też pracownie działające przy domach kultury i szkołach. Niestety, w tej chwili modelarstwo umiera, choć nadal wciąż sporo dzieci przychodzi do sklepów. Czasami trafią się też nauczyciele, ale nie tak często jak kiedyś. Właściwie można powiedzieć, że modelarstwo jest na równi pochyłej. Jeszcze gdzieś w Bydgoszczy odbywają się warsztaty, ale nie na taką skalę jak kiedyś.
- Myśli pani, że modelarstwo umrze w końcu śmiercią naturalną?
- Pomimo tej pesymistycznej tendencji chyba jednak nie. Znam wielu modelarzy, którzy skutecznie zarażają swoją pasją synów. Wierzę też w ludzi, którzy jak już raz spróbują, to dojdą do tego, że modelarstwo jest bardzo fajnym i rozwijającym zajęciem. Zdecydowanie ciekawszym niż komputer.
- To modelarstwo może kształcić?
- Oczywiście. Uczy przede wszystkim historii, koncentracji, rozwija też zdolności manualne, no i przede wszystkim odrywa dzieci od komputerów i zapełnia im czas. Ale szczerze uprzedzam - modelarstwo wciąga. Do tego stopnia, że są modelarze specjalizujący się w różnych dziedzinach. Jedni sklejają modele w odpowiednich skalach, inni tylko samoloty, a jeszcze inni tylko statki albo pojazdy. Są też tacy, którzy sięgają po cały przekrój modeli. Oczywiście przy okazji pogłębiają swoją wiedzę na temat sklejanych obiektów. Niektórzy modelarze mają też dziwną przypadłość charakteryzującą się zbieraniem modeli do sklejenia. Nie zajmują się nimi jednak od razu, tylko zostawiają na później. Niedawno słyszałam historię, jak po śmierci jednego z moich klientów jego rodzina znalazła w piwnicy stos gromadzonych przez lata pudełek. Generalnie można jednak powiedzieć, że modelarze są ludźmi niezwykle dokładnymi, dociekliwymi, spokojnymi i nie brakuje im cierpliwości. Niektórzy dzięki modelarstwu uciekają od rzeczywistości.
- Panią modele też wciągnęły?
- Nie. Choć skleiłam kilka, to mam trochę inne zainteresowania Za to moi synowie, dopóki jeszcze mieszkali w Polsce, kleili na potęgę. W domu pod sufitami latały łosie, spitfajery i inne sztukasy. Również półki były zastawione różnymi modelami. Z wiekiem jednak kleili coraz mniej, bo nie mieli na to czasu, aż w końcu zrobiłam porządek i wyrzuciłam część kolekcji.
- No właśnie. Takie samoloty, czołgi i inne statki mogą nieźle zagracić mieszkanie. Do tego wszystkie są skarbnicą kurzu, tak bardzo znienawidzonego wroga wszystkich matek i żon modelarzy.
- Eeee tam. Dobrze sklejony i polakierowany model wystarczy na chwilę zanurzyć w misce z wodą i odrobiną płynu, na przykład do mycia naczyń i problem z głowy. Niestety, zdarza się, że żony są bardzo nietolerancyjne wobec hobby swoich mężów. Tymczasem moim zdaniem takich facetów trzeba głaskać, bo przecież w każdej chwili mogą oderwać się od sklejania, umyć naczynia, siąść i przytulić ukochaną na kanapie, czy pobawić się z dziećmi. Gdyby takiego hobby nie miał, to pewnie piłby z kumplami przy kartach, albo wydawał pieniądze na inne głupoty. Trzeba szanować i pielęgnować pasję modelarzy. Mówię to, bo często zwierzają mi się w sklepie, że muszą tłumaczyć się żonie z zakupu modelu za 150 złotych, który kleją przez kilka miesięcy. Oczywiście z przerwami.
- A co panią najbardziej wkurza?
- Głupota ludzka i ignorancja. Denerwująca jest też niepunktualność i ludzie zabierający głos w sprawach, o których nie mają zielonego pojęcia. Dlatego nie lubię i nie interesuję się polityką.
- A jak już ktoś doprowadzi panią do szewskiej pasji, to gdzie pani szuka spokoju?
- Generalnie nie miewam takich stanów zbyt często. A jeśli już, to głośno wtedy mówię. Nigdy jednak zbyt długo, bo zawsze szybko mi przechodzi.
- Bardzo lubię...?
- Uwielbiam podróżować i przebywać w gronie przyjaciół?
- A gdzie pani podróżuje?
- Bardzo lubię Stany Zjednoczone. Nie mam swoich ulubionych, więc objeżdżam wszystkie co ciekawsze miejsca.
- Boje się...?
- Niczego się nie boję. Bo niby czego...?
- Choćby nie wiem co, zawsze znajdę czas na...?
- Dla siebie. Może wydawać się to dziwne, ale lubię rozmawiać ze sobą i na głos analizować problemy, z jakimi muszę się zmierzyć w przyszłości. To bardzo pomaga. Dzięki temu od dawna już spełniam swoje marzenia. Dużo też czytam.
- A jakie jest pani ostatnie marzenie?
- Chciałabym pojechać do Francji i zwiedzić Paryż. Liczę, że znajdę tam ciekawy i nietypowy klimat podobny do tego, jaki znalazłam w Nowym Jorku.
- A jest miejsce, do którego wraca pani szczególnie często?
- Nie. Generalnie nie lubię sentymentalnych wycieczek.
- Zarobione pieniądze najchętniej wydaję na...?
- Moje ukochane wnuki i podróże
- Czym można pani zrobić przyjemność?
- Dobrym słowem i kwiatkiem. Lubię też, gdy ktoś o mnie pamięta.
- A przykrość?
- Kłamstwem, a czasami nawet głupotą.
- Nigdy nie darowałabym sobie...?
- Gdybym codziennie nie wyszła na spacer z psem.
- Której z domowych czynności najbardziej pani nie lubi?
- Choć potrafię ugotować chyba wszystko, to zdecydowanie najbardziej nie lubię właśnie gotowania. Pozostałe czynności domowe również nie należą do moich ulubionych.
- Co panią drażni w Bydgoszczy?
- Ruch na ciasnych i zatłoczonych ulicach.
- Ma pani coś z hazardzistki?
- Zdecydowanie tak. Jeszcze na studiach namiętnie grywałam w pokera. Zdarzały się nawet gry o mniejsze stawki. Dziś jednak moja żyłka hazardzistki sprowadza się raczej do podejmowania decyzji, w których potrafię pójść na tak zwany żywioł.
- Które cechy u mężczyzny są dla pani najważniejsze?
- Musi być zdecydowany, pewny siebie i uczciwy.
- A gdyby oczy miały wybierać?
- Dziś jednak chyba serce.
Znak Zodiaku - Lew (czasami ryczący, a czasami mruczący jak na prawdziwego kota przystało)
Ulubiony smak - toffi
Zapach - orzeźwiający
Kwiat - kocham wszystkie kwiaty
Kolor - czerwony i wszystkie pastele
Alkohol - whisky
Samochód - oczywiście toyota