Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patrycja Woy-Wojciechowska: - Gdy zobaczyłam, co moje dzieci oglądają w telewizji - to się przeraziłam

Rozmawiała Monika Eieczorkowska [email protected]
Patrycja Woy-Wojciechowska w otoczeniu dzieci z programu "Studio stodoła”.
Patrycja Woy-Wojciechowska w otoczeniu dzieci z programu "Studio stodoła”. nadesłane
Rozmowa z Patrycją Woy-Wojciechowską, reżyserką teledysków, reklami autorką programu dla dzieci "Studio stodoła".

- Pani Patrycjo, co pani, jako reżyser, pozwala dzieciom oglądać? Pomimo natłoku programów i dobranocek mam wrażenie, że niewiele tak naprawdę mądrych bajek można znaleźć…
- I to było właśnie motywacją dla mnie - kiedy zobaczyłam na własne oczy, co moje dzieci oglądają w telewizji. Przyznam, że na początku nie mieliśmy telewizora z założenia. Potem, gdy pojawiły się dylematy: puścić dziecku bajeczkę i spokojnie wziąć prysznic albo nie puścić i nici z kąpieli - telewizor się pojawił. I w momencie, gdy moje dzieci zaczęły telewizję oglądać, a ja zobaczyłam, co i jak w niej oglądają - to się przeraziłam. Po pierwsze - nie odpowiada mi, jako rodzicowi świadomemu, motyw puszczania reklam w programach dla dzieci. Nie odpowiada mi, że leci jedna za drugą bajka-sieczka, często z dużą ilością agresji. Bo teraz bajki mają mnóstwo akcji. Nie wiem, czy kojarzy pani kanał Cartoon Network?

- Kojarzę. Bajki bawiły mnie, kiedy oglądałam je będąc na studiach. Są świetne - ale dla dorosłego widza. Nie wiem, jak dzieci są w stanie zrozumieć ten poziom umowności, abstrakcji i się do niego odpowiednio zdystansować.
- Na pewno nie są dla dzieciaczka, który sobie świat układa powoli. Mają o wiele za dużo akcji. Ja jako dziecko bardzo miło wspominam na przykład Teleranek. Teraz dostaję od rodziców serdeczne maile, w których piszą, że gdy oglądają z dziećmi mój program "Studio stodoła", to im się ten Teleranek przypomina. Wtedy nie było takiej agresji, tej komercyjnej infrastuktury. Dziś agresywne są nawet reklamy - reklama zabawek zrobiona jest tak, żeby wzbudzić w dziecku gwałtowną potrzebę posiadania, ma ono krzyknąć: "Chcę to!".

- A skąd agresja w treściach kierowanych do dzieci?
- Z badań, z których wynika, że dziecko lubi się bać. Ale ono lubi się tylko troszkę bać, nie aż tak, żeby - jak się wielokrotnie zdarzało - zsiusiać się w kinie. Wiadomo, że pokolenie dzisiejszych dzieci jest inne - są obyte z komputerami, od małego grają w gry wideo, co w inny sposób oddziałuje i kształtuje mózg. Ale wiem z innych badań, że na zachowanie równowagi oraz bardzo korzystnie terapeutycznie wpływa po pierwsze - odstawienie tych wszystkich gadżetów elektronicznych, po drugie - wyciszenie i kontakt z przestrzenią.
- To dlatego zaserwowała pani dzieciom XXI-wieku program w stylu retro?
- Miałam możliwość zrobienia programu dla dzieci m.in. dzięki temu, że mam domek na wsi. Zaobserwowałam, jak fantastycznie na moje dzieci wpływa przyroda i brak telewizora. Jeśli chcemy - wybrany przez nas - film obejrzeć, wyświetlamy go na prześcieradle zawieszonym na ścianie obory. Natomiast dzieci głównie całymi dniami poznają przyrodę, tropią żaby, wyrywają ze mną warzywa. Dla nas to fantastyczne odreagowanie miasta. Chcę się przyczynić do świadomego pokazywania dzieciom nowych fajnych treści. Bo w momencie, gdy włączamy telewizor - zdajemy się na wybór pań z telewizji, które wybierają programy nie robione dla TYCH dzieci, tylko dla INNYCH dzieci, w INNYM kraju i do tego dziesięć lat temu - bo jest taniej. Telewizje nie inwestują w młodego widza, na produkcje dziecięce przeznacza się grosze. Kiedy wyszłam z propozycją stworzenia edukacyjno-rozrywkowego programu "Studio stodoła" usłyszałam: "nie mamy pieniędzy, proszę znaleźć sponsora".

Sama też, muszę się przyznać ze skruchą, robiłam komercyjne rzeczy - reklamę Barbie albo kolorowego napoju czy jedzenia, które niekoniecznie jest zdrowe, a z ekranu uśmiechają się zdrowe, rumiane dzieci. I miałam wielkie poczucie winy, bo mówimy w reklamie dzieciom: zobaczcie, jakie to jest super! A tymczasem wcale takie nie jest. Miałam ochotę zrobić coś prawdziwego, szczerego i dobrego. Żeby zobaczyły to dzieci naszych czasów.

Ten program miał mnie również w pewien sposób "rozgrzeszyć" za te moje wcześniejsze produkcje.

- Najczęściej dopiero własne dzieci zmieniają sposób patrzenia na świat. Cenzurowała pani bajki i programy telewizyjne swoim dzieciom?
- Jeśli chodzi o takie świadome pokazywanie treści, to zastosowałam metodę "zepsutego telewizora". W pewnym momencie uznaliśmy, że nasze dzieci chcą za dużo i nie są to mądre rzeczy - więc "zepsuliśmy" telewizor. Jeżeli rodzice chcieli coś obejrzeć, a dzieci szły spać, telewizor zaczynał działać, choć rzadko (śmiech). Dlatego chciałam zrobić taki wartościowy program, który każdy świadomy rodzic może bez obaw puścić dzieciom. Tak jak świadomy rodzic wie, że nie karmi dziecka codziennie McDonaldem i czekoladą, tylko chce je mądrze odżywiać - takie samo podejście mam ja, jeśli chodzi o podawanie moim dzieciom różnych treści. Staram się mądrze odżywiać głowę i oczy.

Przeczytaj także: Kultowe kreskówki z telewizji Polonia 1 [wideo]

- Czym odżywia pani dziecięce głowy w "Studiu stodoła"?
- To program o rzeczach prostych i ważnych. To rzecz dobra dla rodziców zajętych, bo często przecież jesteśmy mamami pracującymi i wieczorami nie mamy już sił na bycie superfajną, superkreatywną mamą. Możemy z czystym sumieniem zdać się na "Studio stodoła" - bo tam miłe ciocie i wujkowie opowiadają, edukują i bawią. Taką naszą główną, starą jak świat, a we współczesnej telewizji zarzuconą zasadą jest "uczyć poprzez zabawę". Pokazujemy rodzicom, jak przy całym tym naszym zabieganiu, mimo wszystko, kreatywnie spędzać czas i rozmawiać na trudne tematy. Może to być wspólne gotowanie. Ja na przykład, gdy gotuję zupę, rozsypuję dziecku makaron i mówię: zróbmy naszyjnik - i w programie pokazujemy, jak taki naszyjnik zrobić.

- A tematy trudne?
- Mam wykształcenie pedagogiczne i zwracam szczególną uwagę, żeby rozmawiać z dziećmi, przygotowywać je na lęki i stresy, które mogą je w życiu czekać. Wśród jedenastolatków diagnozuje się dziś depresje, zwiększa się też liczba samobójstw wśród coraz młodszych dzieci - żeby tego uniknąć rodzic musi wiedzieć, jak z dzieckiem rozmawiać, by wyłapać pierwsze niepokojące oznaki. Dzieci w programie rozmawiają na trudne tematy: o przezywaniu, o tolerancji - wie pani, ile dzieci jest po cichu szykanowanych i jakim to dla nich jest wielkim problemem? O tym dziecko rodzicom nie powie, bo jest skryte lub się wstydzi. A w programie zobaczy, że nie tylko ono jest przezywane i jak może sobie z tym radzić.

Mamy też sposób na poznawanie świata - opowiadamy, skąd się biorą różne rzeczy, np. po miód dzieci idą do ula, pieką chleb w piekarni, robią stracha na wróble i dowiadują się, do czego służy, gdy są w tartaku budują tratwę, potem na niej pływają i spotykają się z ratownikiem, który uczy ich zasad bezpieczeństwa nad wodą. Promu-jemy kulturę zdrowego odżywiania i gotowanie razem z dziećmi. W każdym odcinku jest prosty przepis. Zawsze kładę też nacisk na to, żeby dziecko nie siedziało przed telewizorem bez wchodzenia w interakcję. Jest dużo piosenek, np. śpiewana "Ruszanka", która mówi: wstań z kanapy, odejdź od kompa! To dość nietypowy program telewizyjny, w którym dzieci zachęcają inne dzieci: nie siedźcie przed telewizorem. Zobaczcie przyrodę, zobaczcie, jak jest pięknie!

- Zaprosiła pani do współpracy znanych gości.
- A tak: Natalia Kukulska śpiewa piosenki, Adam Wajrak opowiada o zwierzętach, np. jak wytropić świstaka i czy żaby są zawsze zielone. Rafał Bryndal zaś jest listonoszem, który zadaje śmieszne pytania i prowokuje dzieci do mądrych odpowiedzi. To był projekt niekomercyjny, który powstał dzięki pracy wielu różnych ludzi - nie wiem, czy drugi raz bym się go podjęła. Ciężko było zorganizować coś, na co nie było pieniędzy, czym nie byli zainteresowani sponsorzy. Poza tym ciągle się bałam, czy wszystko będzie dobrze, żeby któremuś z dzieci coś się nie stało, że za mało opiekunów, że to wszystko nie jest tak kontrolowane, jak przy wysokobudżetowych produkcjach, gdy pracuję z 50-osobową ekipą. Nasz komercyjny świat nie docenia te-go, że dzieci są i jego przyszłością - chce sprzedawać tu i teraz, ale już nie edukować.

- Przetestowała pani swój program na własnych pociechach?
- Moje dzieci są pierwszą autoryzacją. I najważniejszą. Widzę po nich, że chcą oglądać jeszcze i jeszcze. Samego listonosza, gdy przysłano mi mailem materiały z Rafałem Bryndalem, moje dzieci chyba ze dwadzieścia razy obejrzały, jak on wyjeżdża w prześmieszny sposób na małym rowerku i za każdym razem wybuchały śmiechem.

- Bardzo ciekawa jestem, co znajdą pod choinką…
- Staram się zaszczepić im miłość do książek. Na pewno poszukam fajnej, mądrej książki. Oczywiście będę chciała się też im podlizać, w zależności od etapu, więc np. dla Iwa, który aktualnie kocha klocki, jakieś klocki będą. Natomiast moje dzieci nie znajdą drogich zabawek, bo jestem zwolenniczką zabawek mądrych i te zakupy zabawkowe są u mnie zawsze przemyślane. Apeluję też zawsze do dziadków i wujków przed świętami i urodzinami - żeby to były zabawki twórcze, które sprawie, że moje dzieci nie pobawią się chwilę i rzucą w kąt, tylko będą chciały się nimi bawić jeszcze i jeszcze, i jeszcze...

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska