Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Pawlikowski na Tofifeście: Trzeba robić dobre firmy, i nie histeryzować

Ewelina Sikorska
Ewelina Sikorska
Marcin Łaukajtys (z materiałów Festiwalu Filmowego Tofifest)
W Zimnej Wojnie, łącząc ludową zadziorność z jazzowym sznytem, utkał obraz miłości niemożliwej. W Idzie nie bał się wyjątkowo trudnych wątków polskiej historii. Okazją do spotkania z Pawłem Pawlikowskim - jednym z najciekawszych głosów europejskiego kina, był Festiwal Filmowy Tofifest 2019 w Toruniu.

Polska kinematografia wiele zawdzięcza Pawłowi Pawlikowskiemu, i nie chodzi wyłącznie o Oscara za Idę. Jego obrazy są bezpretensjonalne, pozbawione kompleksów, a przy tym - subtelne i osobiste. Pawlikowski wskazał w jednym z wywiadów, iż historia przedstawiona w Zimnej Wojnie powstała w oparciu o losy jego rodziców. To właśnie im zadedykował pozbawioną zbędnego sentymentalizmu opowieść o miłości Zuli i Wiktora, którzy nie potrafili żyć osobno, a nie chcieli być razem. Pawlikowski ukazał historię fatalnego uczucia - również do ojczyzny.

Zula (charyzmatyczna Joanna Kulig), kobieta pełna temperamentu, drwiny i swojskiego wigoru, ma tupet i odwagę. Nie zna pokory, jest histeryczna. Kiedy Kulig wiruje w tańcu - w ludowym stroju, z jasnymi włosami, sznurami drewnianych korali i szerokim uśmiechem - trudno wyobrazić sobie w tej roli inną aktorkę. Kobietę, która tak pięknie uosabiałaby to, co polskie i charakterne.

W scenie ważna jest muzyka

Podczas spotkania w ramach 17. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Toffiest w Toruniu, Pawlikowski nie szczędził słów uznania pod adresem Kulig. - Joasia jest bardzo muzykalna - mówił. - Nie upieram się przy dialogach - w scenie ważna jest muzyka, rytm. Im bardziej muzykalny aktor, tym lepiej wszystko wychodzi. Mazowsze, to była muzyka, która za młodu się naprzykrzała - odbiorniki były straszne, słuchaliśmy płaskich wersji, ale kiedyś wybrałem się na występ Mazowsza w Otrębusach, i to było coś fascynującego. Ruch, instrumetarium, analogowy śpiew... Wiedziałem, że ta muzyka pociągnie sprawę. Kino jest dla mnie idealnym medium, bo łączy poezję, muzykę, fotografię czyli dziedziny, w których próbowałem swoich sił - i nie wyszło.

To też może Cię zainteresować

Laureat Oscara za „Idę” zaczynał od dokumentalistyki telewizyjnej dla BBC. Mowa głównie o filmach poświęconych Rosji.

- Czułem, że BBC ma strasznie nudne filmy bez pazura i anarchii, ale pomyślałem: mam szansę robić filmy za ich pieniądze. Byłem rebelem - z jednej strony dostawałem niewielką, ale jednak pensję, z drugiej - mogłem szaleć i robić filmy, które wkurzały szefostwo (szczególnie Serbian Epic, po którym nie mogłem kręcić przez rok). Technicznie te filmy były chropowate, ale z pewnością praca pod włos była dobrym treningiem - wspominał w Toruniu. - Aby gdziekolwiek się zahaczyć, na początku trzeba przyjąć pewne reguły gry. Żeby zrobić pierwszy dobry film, najpierw musiałem wykonać chałturę i w ten sposób udało się dostać pieniądze na dokument o Jerofiejewie, o którym przecież wtedy nikt na Zachodzie nie wiedział (Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jerofiejewem, przyp. red.). Robienie rzeczy na zamówienie źle mi wychodzi.

Polska lat 60. w czerni i w bieli

Ida i Zimna Wojna pokazują potęgę kina czarno-białego (autorem zdjęć, które zachwyciły Hollywood, jest Łukasz Żal).

- Polskę lat 60. pamiętam w czerni i bieli, pamiętam też fotografie rodziców z rodzinnych albumów. Nie mam jazdy: muszę zrobić czarno-biały film. Stałem się reżyserem od takich filmów - kiedy zrobię coś w kolorze, wszyscy będą w szoku - żartował Pawlikowski.

Jak wygląda proces twórczy Pawlikowskiego?

- Standardy są takie, że najpierw powstaje scenariusz, potem szukamy pieniędzy, aktorów i całość jakoś idzie naprzód - opowiadał. - Bardzo długo przygotowuję się do realizacji moich projektów. Poznaję każdy zakamarek świata, który chcę zaprezentować na ekranie. Czasami na długo odkładam pracę nad filmem, ale jeśli projekt miał potencjał, to zawsze do mnie wraca. Scenariusz nie jest jeszcze gotowy, kiedy zaczynam poszukiwania aktorów. Kiedyś podróżowałem także z aparatem, w celu odnalezienia pasujących do mojej koncepcji pejzaży. Wydaje mi się, że przywiązanie do tych detali, to pozostałość po karierze dokumentalisty. Czasami potrzebuję trzydziestu dubli, by ujęcie było idealne. Oczywiście wszyscy są wtedy poirytowani. Ale bywa, że udaje się już za trzecim razem - żartował.

Podczas spotkania na Tofifeście, reżyser pokusił się o skomentowanie sytuacji w Polsce

- Z jednej strony jest dobra energia, mamy coraz więcej mocnych i utalentowanych osobowości, w środowisku filmowym nie ma konformizmu. Z drugiej strony: słaba, zakompleksiona strona rządowa, która jest niefortunnym powrotem do przeszłości - przejmuje różne instytucje, ale wszystkiego przecież nie da rady zniszczyć. Im więcej powstaje niezależnych inicjatyw, tym lepiej - wskazał Pawlikowski. - Są rządowi dziennikarze i sędziowie, ale nie ma rządowych reżyserów. Trzeba robić dobre filmy, i nie histeryzować.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska