Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pedagogika PiS czyni z narodu polskiego bożka niepodlegającego żadnej krytyce. To ślepa uliczka

Karina Obara
Karina Obara
Adam Krzemiński: - Każdy ma w swej historii jasne, ale i mroczne plamy, bo każdy jest konstrukcją historyczną i wytworem sprzecznych sił. W Europie nacjonalizm od XIX wieku nie raz graniczył z bałwochwalstwem. Wiele narodów wpadało w megalomanię, uważając się za wyjątkowe i lepsze od sąsiadów.
Adam Krzemiński: - Każdy ma w swej historii jasne, ale i mroczne plamy, bo każdy jest konstrukcją historyczną i wytworem sprzecznych sił. W Europie nacjonalizm od XIX wieku nie raz graniczył z bałwochwalstwem. Wiele narodów wpadało w megalomanię, uważając się za wyjątkowe i lepsze od sąsiadów. Tomasz Bolt
Rozmowa z Adamem Krzemińskim, publicystą "Polityki", znawcą Niemiec, o polityce wewnętrznej i międzynarodowej Prawa i Sprawiedliwości.

- PiS wycofał się z zaostrzenia przepisów ustawy o IPN. A premier twierdzi, że trzeba było kilku miesięcy stanowczej postawy polskiego rządu, aby świat docenił polskie bohaterstwo w czasie II wojny światowej. Czy to prawda?
- To było kiepskie widowisko i żałosna argumentacja. Mateusz Morawiecki nie sprawiał wrażenia męża stanu, który byłby zdolny prowadzić kraj przez burzliwe czasy. Rozbiegane oczy, w kółko powtarzanie pokrętnego wywodu, przerywanego licytacją coraz bardziej absurdalnych ocen, że cała awantura zamykająca prezydentowi RP drzwi do Białego Domu w Waszyngtonie była jakoby wyrafinowaną strategią, która pozwoliła odnieść zwycięstwo, choć „wyszliśmy poobijani jak bokser”.

Przeczytaj także: Język pogardy rządzi nawet na salonach. A władza mu klaszcze

- Publiczne okładanie się pięściami jako istota polityki?
- Taka jest właśnie filozofia polityczna PiS w polityce krajowej i zagranicznej. Stawianie się, napinanie mięśni i lekceważenie słabszego, a chojrakowanie i rejterada przed silniejszym. W ciągu dwóch lat PiS w polityce zagranicznej dokonał niemożliwego. Zabrnął w dwie różne ślepe uliczki na raz. Z izraelsko-amerykańskiej, „poobijany”, właśnie się wycofał. W unijnej – gdzie Polsce grożą finansowe kary za złamanie trójpodziału władz i niezależności sądownictwa – tkwi nadal. Za jeden i drugi konflikt z głównym sojusznikiem w NATO i partnerami w UE jest winien minister sprawiedliwości, a za nim Kaczyński.

- Są głosy, że swym wystąpieniem Morawiecki się wyemancypował, tworząc tandem z prezydentem?
- Po owocach ich poznacie. Czy zbiera się winogrona z ciernia, albo z ostu figi? - napisano w Piśmie. Pożiwiom, uwidim – mawiają za wschodnią granicą. Jedno warknięcie Kaczyńskiego i z całej emancypacji będą nici. A główny złoczyńca – Ziobro – nadal jest w rządzie. Jakaż więc emancypacja? Od PiS słyszymy, że nie było żadnego błędu lecz „rozwiedka bajom”, przekleństwo żołnierzy, którzy muszą zginąć, by wódz przyznał, że jednak tędy nie da rady przejść.

- Premier twierdził, że to dzięki tej ustawie Angela Merkel przyznała, że Niemcy są odpowiedzialni za Holocaust, a nie jacyś naziści. Co pan na to?
- To jest robienie z telewidzów głupków. Angela Merkel powtórzyła to, co wielokrotnie powtarzała i co przed nią mówili niemieccy kanclerze, prezydenci i ministrowie spraw zagranicznych – począwszy od uklęknięcia Willy’ego Brandta w 1970 roku. Niestety, również Mateusz Morawiecki nie bardzo potrafi wyjść poza krętactwo patriotyzmu egoistycznego, zapatrzonego we własny pępek.

- Popularna na prawicy teza głosi, że Niemcy wmówili światu, że za II wojnę światową i zbrodnie ludobójstw odpowiedzialni byli naziści, a nie Niemcy. Zdaniem PiS to zakłamywanie rzeczywistości.
- Za wybuch wojny odpowiedzialny był Hitler – to on jej chciał i do niej doprowadził – oraz rządzący III Rzeszą, przy poparciu ogromnej części społeczeństwa. W zbrodniach wojennych uczestniczyli także „zwykli Niemcy”, ale nie tylko oni – również ich kolaboranci z innych krajów. Równocześnie tysiące Niemców zostało przez reżim hitlerowski zamordowanych w obozach koncentracyjnych, katowniach SS i Gestapo, ściętych, powieszonych, zastrzelonych. Helmut Kohl rzeczywiście stosował zwrot unikowy o zbrodniach popełnianych „w imieniu Niemiec”, ale prezydent Roman Herzog 1 sierpnia 1994 w Warszawie wyraźnie przepraszał za to, co Niemcy w czasie powstania, wyrządzili miastu i jego mieszkańcom. To samo powtórzył w 2004 r. Gerhard Schröder, a o polskich cierpieniach pod niemiecką – a nie nazistowską – okupacją mówiła w 2009 r. na Westerplatte Angela Merkel. Polska prawica zachowuje się niekiedy jak ktoś, kto potrzebuje coraz większej dawki patriotycznej używki i odnawiania wizerunku wroga. Nie znosi takich – w końcu chrześcijańskich – pojęć jak: pojednanie, przebaczenie, wzajemne przepracowywanie przeszłości, dialog i współpraca. Nawołuje do powstawania z kolan, zerwania z kulturą wstydu, głosi istną teologię egoizmu – powołując się na tzw. ordo caritatis – hierarchię opieki: najpierw swoi, rodzina, ród, naród. A obcy to tylko kłopot i zagrożenie. Wystawiamy sobie niedaleko granicy z Niemcami betonową figurę Chrystusa jako Króla Polski i zamykamy granice łańcuchem różańcowym. Nie chcemy pamiętać, że ani w Zaleszczykach w 1939 r., ani w Berlinie Zachodnim w latach 80. nie zamykano granicy przed Polakami.

- Nie za wysokie tony?
- Nie. Z katolicyzmu robimy religię narodową, a nie uniwersalną. U naszej prawicy dominuje nie duch „Kazania na górze”, lecz pogańska moralność Kalego (Kali z „W pustyni i puszczy” mówił, że jak Kali coś robić, to dobrze, a jak Kalemu robić, to źle - red.). Zapowiadamy ewangelizowanie Europy, ale według światowego Pew Research, stopień odchodzenia młodego pokolenia od religii jest w Polsce najwyższy w świecie. Chcemy uznania dla siebie za cierpienia i zasługi przodków. Pedagogika PiS czyni z narodu polskiego, pisanego zawsze z dużej litery, bożka niepodlegającego żadnej krytyce. Za hitlerowskie zbrodnie odpowiada cały naród niemiecki. Natomiast za zbrodnie popełnione przez Polaków, wysługujących się Hitlerowi czy Stalinowi, czy żerujących na wojennej i powojennej demoralizacji, Polacy wcale nie muszą czuć zawstydzenia, nie mówiąc już o ekspiacji, bo popełniali je zdrajcy i wyrzutki, a naród polski jest nieskazitelny.

- Ale takich narodów nie ma.
- Każdy ma w swej historii jasne, ale i mroczne plamy, bo każdy jest konstrukcją historyczną i wytworem sprzecznych sił. W Europie nacjonalizm od XIX wieku nie raz graniczył z bałwochwalstwem. Wiele narodów wpadało w megalomanię, uważając się za wyjątkowe i lepsze od sąsiadów. Można zrozumieć mesjanizm romantyków, uważających Polskę za „Chrystusa narodów” – jako przejaw „syndromu stresu pourazowego” po klęsce rozbiorów i powstania listopadowego. Jednak dzisiejsza ekstaza narodowego egoizmu, w którą zresztą wpada nie tylko Polska, jest grzechem ciężkim, nawet nie w kategoriach teologicznych, lecz w trywialno-politycznych. A dla Polski jest szkodliwa w dwójnasób, ponieważ idzie w parze ze świadomym demontażem przez PiS wolnościowej rewolucji 1989 r. w bloku radzieckim, która była naszą przepustką do NATO i UE. W przygotowaniu tamtej „jesieni ludów” polska „rewolucja negocjowana” odegrała rolę kluczową. Ale przecież nie sama, a razem z pierestrojką w ZSRR, porozumieniem Gorbaczow-Reagan, falą ucieczek z NRD i zrywami we wszystkich demoludach, z mitygują rolą polskiego papieża i prezydenta Busha.

- Ale w pedagogice PiS dominuje filozofia „Solidarności Walczącej”, że w roku 1989 żadnej rewolucji nie było, a jedynie zgniłe konszachty elit – byli komuniści i agenci dogadali się w Magdalence.
- I że pozbawili Naród i prawdziwych Niepokornych marszu tryumfalnego wzdłuż szubienic w Alejach Ujazdowskich, to historiozofia Rymkiewicza. Tyle że te szubienice zatrzaskiwałyby Polsce drzwi do jakichkolwiek sojuszy. Historiozofia PiS jest dziś zakładnikiem mitologii historycznej „Solidarności Walczącej”, która neguje rok 1989. A w wypadku Mateusza Morawieckiego ma to jeszcze podłoże rodzinne. I przez nią stoi w europejskim wyścigu o uznanie z dość pustymi rękami. To nie polski premier, ale i nie prezydent, nie mówiąc o zamkniętym w swoim bunkrze Jarosław Kaczyńskim, są w UE uznanymi rzecznikami „Europy narodowo-konserwatywnej”, lecz cyniczny Viktor Orban, a ostatnio zręcznie lawirujący kanclerz Austrii, Sebastian Kurz.

- Po wycofaniu się PiS z zaostrzenia ustawy IPN, fala antysemickiego hejtu ponownie zalała internet. Teraz hejterzy mają pretensje do rządu, że uległ Żydom, Niemcom i Amerykanom.
- Sterowany hejt jest dziś piekielnie złośliwym rakiem opinii publicznej po obu stronach Atlantyku, niszczącym porozumienie społeczne, dialog i demokrację. Hejt to nie tylko ziejący nienawiścią ludzie z krwi i kości, ale i komputerowo generowane boty. Nawet sobie nie zdajemy sprawy, ile w nich świadomie przy pomocy algorytmów tworzonego zamętu. Politologia ma już na to nowe słowo – dysrupcja. A mówiąc wprost ich zadaniem jest tworzyć męt i zamęt, chaos i bałagan.

- O czym ta cała nasza sytuacja świadczy?
- O zapaści kultury politycznej. Ale jest światełko w tunelu. W głównych krajach Zachodu rośnie świadomość zagrożenia dla zachodniej demokracji parlamentarnej i szuka się środków zaradczych przeciwko „władzy algorytmów”. A u nas, premier może mało zręcznie, ale jednak wycofał się z jednego ze ślepych zaułków „dobrej zmiany”. Ale w innych nadal tkwi.

Zobacz także materiał wideo: Prezes Sądu Najwyższego zostaje

źródło: Agencja Informacyjna Polska Press/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska