- Podczas ostatnich targów Polagra-Food otrzymał pan statuetkę "Perła", w konkursie Nasze Kulinarne Dziedzictwo - Smaki Regionów, za kurę kuropatwiankę gotowaną, podsmażaną na maśle. Potrafi pan przygotować takie frykasy?
- Statuetkę odebrałem w imieniu rodziny. Czasami, i owszem, pomieszam w garnkach, ale przygotowaniem potraw zajmują się przede wszystkim moja żona Elżbieta oraz córki Michalina i Aleksandra. "Perłę" za rosół z kury otrzymały Elżbieta i Michalina.
- To nie jest już wasza pierwsza nagroda w konkursach kulinarnych. Proszę wymienić te najważniejsze wyróżnienia.
- W 2007 roku, w konkursie urzędu marszałkowskiego "Produkty Tradycyjne Pomorza i Kujaw" zdobyliśmy trzecie miejsce za wędzonkę domową. W ubiegłym roku za ten sam produkt otrzymaliśmy pierwsze miejsce w konkursie Nasze Kulinarne Dziedzictwo - Smaki Regionów, w województwie kujawsko-pomorskim. A na trzecim miejscu znalazła się nasza zupa piwna i żeberka duszone z cebulką.
- Oprócz mieszania w garnkach zajmuje się pan też przygotowaniem mięsiwa. Wędliny i różnego rodzaju wędzonki stały się już chyba znakiem rozpoznawczym waszej "Zagrody pod lipami".
- To prawda. Ale ja zajmuję się głównie przygotowaniem wędzonek, prowadzeniem dokumentacji związanej z funkcjonowaniem gospodarstwa, konkursami i logistyką. Kiełbasy robią synowie - Szymon i Marek. Pracujemy zespołowo!
- A skąd wziął się pomysł, żeby sprzedawać żywność domowej roboty?
- Kilka lat temu byliśmy na festynie w Minikowie i zauważyliśmy, że żywność tradycyjna, ekologiczna sprzedaje się całkiem nieźle. Postanowiliśmy spróbować. Początki nie były łatwe, bo wtedy ten towar lepiej sprzedawał się np. w województwie pomorskim niż kujawsko-pomorskim. Trochę się najeździliśmy, żeby ludzie mogli poznać nasze wyroby. Dziś są one już rozpoznawalne na rynku, a zapotrzebowanie na żywność ekologiczną znacznie wzrosło. Już nie trzeba tyle podróżować, by sprzedać to, co się wyprodukowało.
- Wasze gospodarstwo jest niewielkie. Czy mając kilkanaście hektarów można utrzymać rodzinę?
- Tak, jeśli jest to gospodarstwo ekologiczne i sprzedaje żywność. Użytków rolnych mamy tylko 14,6 ha. Uprawiamy zboża, ziemniaki, dynie. Mamy też drób i świnie. Gdybyśmy odstawiali ekologiczne surowce do punktów skupu, to pewnie cienko byśmy przędli. Bo w skupie nieźle płacą tylko za ekologiczne owoce miękkie (np. truskawki i maliny). Poza tym ceny są kiepskie, więc bardziej opłaca się sprzedawać żywność przetworzoną w gospodarstwie. Rynek jest coraz bardziej chłonny a tej żywności wciąż jest mało. Stanowi ona zaledwie jeden procent całej krajowej produkcji. Bo pseudorolnicy z Marszałkowskiej, którzy posadzili orzechy, by zgarnąć dopłaty, ekologicznego jadła nie wyprodukują!