Spadające sierpniowe gwiazdy to perseidy. Powstają one w wyniku rozpadu komety Swift-Tuttle. Drobiny z komety pędzą w stronę ziemi z ogromną prędkością - nawet 60 kilometrów na sekundę. Ulegają spaleniu w momencie zetknięcia się z atmosferą. Efekt rozbłysku pozostawia na niebie ślad nawet na długości kilkudziesięciu kilometrów.
Rój meteorytów można obserwować na niebie od 22 lipca. Natomiast największe ich natężenie jest właśnie teraz - między 11 i 13 sierpnia. Zatem najwięcej perseidów zobaczyliśmy podczas nocy z czwartku na piątek oraz zobaczymy dziś - w nocy z piątku na sobotę. Wówczas niebo rozświetli nawet 150 spadających gwiazd na godzinę! Ostatni raz tak było siedem lat temu.
By móc w nocy oglądać gwiezdny spektakl, nie trzeba się do tego specjalnie przygotowywać. Nie będą też nam potrzebne lunety i inne urządzenia. - Wystarczy położyć się na kocu, leżaku lub po prostu na trawie i wpatrywać się w jak największy obszar nieba. Pierwsze meteory powinniśmy dostrzec już po kilku minutach obserwacji. Będzie ich tym więcej, im ciemniejsze miejsce do obserwacji wybierzemy. W Polsce nadal bezkonkurencyjne są Mazury i Bieszczady - mówią w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie.
Co ciekawe, perseidy zwane są też „łzami św. Wawrzyńca”, bo 10 sierpnia wypada dzień poświęcony temu świętemu. „Był on jednym z najpopularniejszych świętych w średniowieczu, a jego kult przetrwał do dziś. Rozdawał pieniądze ubogim, dlatego jeśli zobaczysz spadające gwiazdy, możesz mieć nadzieję, że twoja sytuacja materialna niedługo się poprawi. Najwięcej życzeń wypowiadają w sierpniową noc zakochani” - czytamy na astroportal.pl.