Kibice przesyłają swoje propozycje do klubu od kilku dni (szczegóły głosowania na stronie klubowej Unibaksu i portalu pomorska.pl). My zapytaliśmy o żużlowe wspomnienia tych bardziej znanych sympatyków speedway'a i samych uczestników historycznych wydarzeń na torach.
Socjolog UMK i wielki kibic żużla Dominik Antonowicz na stadionie jest czestym gościem od połowy lat 80. Nic więc dziwnego, że do dziś pamięta mistrzostwo Polski z 1986 roku. - To było coś niesamowitego. Pamiętam do dziś, bo to był mój pierwszy poważny sezon w roli kibica. To był ten stary dobry speedway, za którym dziś wiele osób tęskni - mówi Antonowicz.
Nie spał, bo jechał Per
- Wśród najważniejszych wydarzeń w historii klubu umieściłbym także awans do najwyższej klasy rozgrywkowej i przyjazd do Torunia Pera Jonssona. Szwed zmienił toruński i polski żużel. Tej klasy zawodnika nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Nie mogłem spać po nocach i odliczałem dni, żeby go zobaczyć na torze - dodaje naukowiec.
Nie tylko dla niego pierwsze mistrzostwo Polski jest najważniejsze. Ogromne doświadczenie żużlowe ma Andrzej Kamiński. Toruński speedway obserwował już pod koniec lat 50, jeszcze zanim powstała Stal i nikomu nie śniła się ekstraliga. To jego autorstwa jest większość archiwalnych zdjęć w muzeum żużlowym na Motoarenie.
- Rok 1986 był wyjątkowy. Wcześniej awansowaliśmy dzięki rozszerzeniu ligi, potem broniliśmy się przed spadkiem. To był pierwszy wielki sukces klubu. Pamiętam, jak drużyna robiła rundę honorową na ciągniku, potem także specjalną sesję fotograficzną, atmosfera była niesamowita. Dla moich rówieśników to było wydarzenie bez precedensu w historii sportowej miasta - wspomina fotoreporter.
Były menedżer Unibaksu Jacek Gajewski brał udział w sprowadzaniu Jonssona do drużyny Apatora i szybko się z nim zaprzyjaźnił. Ceni także wszystkie tytuły mistrzowskie, ale wyróżnić chciałby pierwszy medal z 1983 roku.
O kim warto pamiętać
- To prawda, był tylko brązowy, ale był także sygnałem, że klub wchodzi na wyższy poziom. Potem już zawsze trzeba było liczyć się z "Aniołami". Ten sukces był zasługą trenera Andrzeja Pogorzelskiego. Przyszedł z zewnątrz, poukładał pewne sprawy i kilku zawodników zaliczyło życiowe sezony. Zaczynał się czas Żabiałowicza, potem Krzyżaniaka, Jagusia. To byli zawodnicy, których powinniśmy pamiętać - dodaje Gajewski.
Nie sposób nie zapytać o wspomnienia Jana Ząbika, to przecież chodząca encyklopedia na temat toruńskiego żużla. Treningi w Stali rozpoczął w 1963 roku, a więc zaledwie rok po oficjalnej dacie powstania klubu i do dziś aktywnie uczestniczy w jego życiu.
- W wolnych chwilach często sięgam po album ze zdjęciami, Wtedy każde wydarzenie z mojej kariery staje mi przed oczami, jak żywe: pierwszy mecz, pierwsze derby, awans przy "zielonym stoliku", pierwsze mistrzostwo - wylicza szkoleniowiec.
Śmierć na torze
Ząbik był praktycznie przy wszystkich większych sukcesach "Aniołów", ale także przy tragediach. I te wydarzenia do dziś żyją w jego pamięci, a zwłaszcza tragiczna śmierć kolegów z Torunia Mariana Rose i Kazimierza Araszewicza.
- Szczególnie tą drugą tragedię stale mam przed oczami - wspomina Ząbik. - Jechałem w jednym wyścigu z "Kajtkiem", było 3:3, ja przy krawężniku, on trochę szerzej. W pewnym momencie złapał uślizg. Nie chciałem w niego wpaść i zrobiłem to samo. Nasz rywal na ostatnim miejscu nie zauważył upadku. Zdążyłem uskoczyć na trawę, ale Araszewicz splątany motocyklami poleciał w bandę.