https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pieśniarze z Portland zostawili po sobie nadzieję

Dominika Kiss-Orska
Internet
To tak w przenośni, bo dosłownie zagrał po nich Rafał Gorzycki, Dawid Szczęsny i Krzysztof Nowiński. To był pierwszy koncert, na którym nie było Pawła. Ostatni, na którym myśleliśmy, że to, że go już nie ma, to nieprawda.

Dziś będzie bardzo osobiście. Wybaczcie wszyscy, których temat nie dotyczy. Choć kiedyś odejście bliskiego przyjaciela i dla was okazał się lub okaże faktem.
Pawła znałam cztery lata. Przegadaliśmy razem niejedną noc, zrecenzowaliśmy niejeden film i książkę. Przez długi czas, na początku znajomości potakiwaliśmy sobie, że lubimy te same zespoły, tych samych muzyków. Z czasem Paweł stał się moim muzycznym edukatorem, ponieważ był wielkim miłośnikiem muzyki i miał ogromną wiedzę na jej temat. Jak w Mózgu grała niszowa kapela, pewne było, że wśród trzech, czterech słuchaczy będzie i on.

Tak miało być też w ubiegły piątek. Paweł umawiał się ze znajomymi w poprzedzający go poniedziałek, że spotkają się na koncercie Southerly i Trio Poems. Pawła, niestety, już z nami nie było. Wysłuchaliśmy koncertu w cichym bólu i smutku. Mimo że muzyka była dość radosna, dwóch przyjemnych muzyków grających na gitarach i śpiewających rzewne ballady, piosenki. Każdy sobie wyobrażał, jak bardzo podobałoby się Pawłowi. I dusił w sobie żal.

Po Southerly zagrał Gorzyc ze śpiewakiem Krzysztofem Nowińskim. Było bardzo mrocznie i dość monotonnie. Teksty Wojaczka, Jesienina czy Szymborskiej wwiercały się w ucho wraz z ciężkimi, nudnawymi dźwiękami instrumentów. Nie na ten wieczór. Choć nie wiem, czy na jakikolwiek. Może taki zimowy, gdzieś na odludziu, w chacie w stylu tej z "Antychrysta“ Larsa von Triera. Tam dopełniałaby napięcie i lęk.
Następnego dnia, podczas koncertu Dziki Jazz, Rafał Gorzycki na perkusji, Aleksander Kamiński - saksofonista altowy i sopranowy, Kamil Pater na gitarze i Paweł Urowski - kontrabasista, którzy przygotowują się do nagrania płyty o tym samym tytule, dowiedli, że ów krążek mogą spokojnie nagrywać. Było dziko, głośno i tak jak w Mózgu powinno być zawsze - spontanicznie i twórczo.

I tym samym rozpoczęliśmy kanikułę. Nie była najgorsza ta wiosna, jeśli chodzi o kulturę w mieście. Teatr trochę zawiódł "Trzy siostry“ nieudane, "Czajka" odwołana, no zobaczymy, co "Płatonow" "przyniesie". Wydawałoby, że skoro "Czajkę" robi Rubin, to spektakl się uda, a nawet jeśli nie będzie arcydziełem, to na pewno wniesie do teatru kilka nowinek i elementów, o których podyskutowalibyśmy sobie chętnie. Słyszałam, że np. w spektaklu miały grać... kozy.

A tu klops - "Czajki" nie ma w tym sezonie. Także nie ma gwarancji, że jak Maja Kleczewska to "Płatonow" nas powali. Że się w ogóle odbędzie! Nie, no myślę, że wszystko będzie w porządku i 4 lipca ruszymy na premierę. W operze festiwal się udał, "Napój miłosny" pozbierał pozytywne recenzje. W filharmonii, m.in. zobaczyliśmy i usłyszeliśmy Piotra Anderszewskiego, który w marcowym koncercie wystąpił w podwójnej roli - jako dyrygent i jako pianista.

Wczoraj w Operze Nova zaśpiewała Stefania Toczyska, przy akompaniamencie Kevina Kennera. Zaśpiewała cykl pieśni Schumanna "Miłość i życie kobiety". Kenner wspominał, że te opowieści dotyczą również mężczyzn. Że miłość, nadzieja, smutek i rozpacz spotyka każdego. My teraz czujemy ogromny smutek i pustkę. Ale ja czuję też radość, że Pawła znałam i kochałam. Że miałam takiego przyjaciela. Do zobaczenia...

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska