Historia, którą w grudniu opisaliśmy na łamach Pomorskiej, znalazła w końcu sądowy finał.
Przypomnijmy, że 28 października 2010 roku na ulicy Toruńskiej czołowo zderzyły się dwa samochody osobowe. Winny był Rafał R., mieszkaniec Łęgnowa, który po pijanemu kierował wtedy bmw. Miał we krwi 1,8 promila alkoholu.
Dziesięć dni później, z powodu ciężkich obrażeń odniesionych w wypadku zmarł Adam Szyjkowski. W mieszkaniu w Solcu Kujawskim zostawił trzech synków i żonę w ciąży.
Solec Kujawski. Ojciec osierocił czworo dzieci - jego samochód staranował pijany kierowca
- Tego dnia mąż pojechał do Bydgoszczy, żeby kupić półki do pokoju chłopców - mówi Anna Szyjkowska. - Po 21 już zaczęłam się już niepokoić, że tak długo go nie ma. Zadzwonił około 22 - kobieta przerywa na chwilę. - Adam powiedział, że miał wypadek. Myślałam, że robi sobie żarty. On zawsze żartował. Ale wtedy akurat nie.
Adam Szyjkowski powiedział żonie przez telefon tylko kilka słów. - Mówił, że jest przygnieciony w samochodzie i wszystko go boli. Coraz mocniej. Rozłączył się.
Kobieta przyznaje, że nie była w stanie jechać na miejsce wypadku: - Byłam roztrzęsiona, nie mogłam zostawić dzieci samych w domu.
Na miejsce pojechał za to Mirosław Caban, kuzyn Szyjkow-skiej: - Widziałem samochód wiszący na płocie przy ulicy Toruńskiej. Przód golfa Adama był cały wgnieciony.
Według mieszkańców Łęgnowa R. miał chwalić się, że nic mu nie grozi za spowodowanie tragedii. Sprawa trafiła na wokandę wiosną tego roku. Okazało się, że Rafał R. - właściciel warsztatu samochodowego w Łęgnowie - już gdy doszło do wypadku miał orzeczony sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Mężczyzna już wcześniej spowodował poważny wypadek będąc pod wpływem alkoholu.
R. groziło do 10 lat więzienia. Przystał jednak na propozycję ugodową., którą mu przedstawiono.
W bydgoskim Sądzie Okręgowym usłyszał wyrok sześciu lat bezwarunkowego pozbawienia wolności. Ma też dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Ponadto musi zapłacić 50 tys. zł na poczet Anny Szyjkowskiej i jej małoletnich synków.
Szyjkowska, w rozmowie z "Pomorską" przyznaje jednak, że zasądzone pieniądze będzie beardzo trudno wyegzekwować od skazanego.
Czytaj e-wydanie »