Takie wnioski i decyzje o konsekwencjach postępowania ratowników podjęła komisja powołana do oceny ich zachowania. Ile dokładnie ratowników medycznych kosztował "brak czujności"? Tego zdradzić nie chce Tomasz Ławrynowicz, prezes zarządu "Nowego Szpitala" w Wąbrzeźnie. W rozmowie z "Pomorską" przyznał, że wysokość kar wynika z kontraktów zawartych pomiędzy lecznicą a jej pracownikami.
Przypomnijmy, że chodzi o zatrzymanie na dyżurze pijanego lekarza ( 3 promile alkoholu), który wraz z załogą jechał karetką pogotowia do staruszki z podejrzeniem udaru. Dopiero bliscy chorej zareagowali na bełkot doktora i wezwali policję, by zbadała jego stan trzeźwości. Jak się okazało, chirurg Marek L. był już wielokrotnie karany wyrokami sądowymi za różne przestępstwa, w tym m.in. za jazdę po pijanemu. Miał też zabrane na kilka lat prawo do wykonywania zawodu. "Pomorska" szeroko o tym pisała m.in. 9 maja.
Z informacji uzyskanych od prezesa Ławrynowicza wynika, że Marek L. nie pojawia się w Wąbrzeźnie. Podobnie twierdzą jego sąsiedzi z hotelu pielęgniarskiego, w którym mieszkał doktor. Nie chcą też rozmawiać o swoim współlokatorze. Starsza kobieta, którą spotkaliśmy w hotelu nieśmiało przyznaje: - Wiedziałam, że on lubi wypić - mówi seniorka. - Często ledwo szedł po korytarzu.
Marka L. czeka kolejny proces. Sąd orzeknie, czy naraził pacjentkę na utratę życia lub zdrowia.
Czytaj: Ratownicy z karetki wiedzieli, że lekarz jest pijany?
Czytaj e-wydanie »