Złotnik nie chce się przedstawić, bo rzecz dotyczy jego kolegi po fachu. I sąsiada.
- Ludzie pytają: "Czemu wy jeszcze tu wszyscy nie siedzicie?" Myślą, że my wszyscy jesteśmy po uszy umoczeni w tej sprawie. No, bo skoro się mówi o "bydgoskim gangu jubilerów", to chyba się to kojarzy jednoznacznie. No nie? - złotnik zakłada ręce na piersi. To znak, że w tej rozmowie chyba nie ma co liczyć na wylewność i sypanie anegdotami z jubilerskiego światka. - Ludzie, dajcie spokój, ta akcja policji była w lutym tego roku!
Centralne Biuro Śledcze Policji 27 października publikuje oficjalny komunikat. W tym samym czasie informacja o tej samej treści pojawią się na witrynach: Komendy Głównej Policji, Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy, a później na stronie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Treść komunikatu elektryzuje. Z początku tylko dziennikarzy, bo to właśnie oni często są pierwszymi odbiorcami komunikatów rzeczników prasowych organów ścigania.
Zatrzymanie "mózgu"
W sumie 21 osób ma postawione zarzuty prania pieniędzy i wyłudzania podatku VAT na fikcyjnym obrocie złotem. Siedmiu zatrzymanych trafia do aresztów, czternastu pozostałych pozostaje na wolności, ale za to muszą się stawiać kilka razy w tygodniu w komisariatach policji.
Film z akcji CBŚP wygląda całkiem przekonująco. Zamaskowani funkcjonariusze widowiskowo zatrzymują granatowego mercedesa klasy E i pod kolbami pistoletów maszynowych Glauberyt wyrzucają kierowcę i pasażerów na zewnątrz. Zatrzymani - mężczyźni w spodniach w kant i luźnych bluzach sportowych - leżą już na ziemi z rękami związanymi za plecami, podczas gdy policjanci myszkują w wozie. Policjanci w schowku mercedesa znajdują jakiś bloczek rachunkowy, przeszukują kieszenie w fotelach od strony tylnej kanapy. Film się urywa.
Ot, krótki, dynamiczny materiał.
- Nad tą sprawą pracowaliśmy miesiącami - mówi jeden z oficerów. Rzecz jasna też chce pozostać anonimowy. Nasi analitycy śledzili kilkadziesiąt transakcji, które zawierane były przez te osoby ze spółkami w Polsce i za granicą.
Skarbówka daje cynk
Efekt to dowody - mocne, jak przekonują śledczy - na przestępczy proceder, który trwał co najmniej od stycznia ubiegłego roku, a któremu początek, jak to zwykle w takich historiach bywa, dało doniesienie... urzędu skarbowego.
- W wyniku współpracy z urzędami kontroli skarbowej i Generalnym Inspektorem Informacji Finansowej zablokowano wypłaty nienależnego zwrotu podatku VAT na kwotę około 2,6 mln złotych - mówi Prokurator Michał Szułczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. To właśnie tamtejsi śledczy prowadzą postępowanie w sprawie bydgoskiego złotnika. - Zablokowano także środki na kontach firmowych w kwocie 360 tysięcy złotych i 43 tysięcy euro.
To nie zmienia faktu, że w ciągu niecałych dwóch lat osoby zamieszane w wyłudzenia podatkowe zdołały ściągnąć z urzędów skarbowych ponad 36 mln złotych.
Jak? Recepta na szybki zysk tkwi w pojęciu karuzeli finansowej. To nic innego, tylko łańcuszek fikcyjnych firm (zakładanych najczęściej na tak zwane słupy), przez których konta filtrowane są pieniądze pochodzące z wyłudzenia. Spółki muszą spełniać dwa warunki - powinny oficjalnie zarejestrować działalność i mieć konto rozliczeniowe.
- Cała rzecz sprowadza się do tego, by uśpić czujność inspektorów skarbowych i głównego inspektora informacji finansowej. Chodzi o to, by tak długo przelewać pieniądze z konta na konto, aż nie da się ustalić ich pierwotnego źródła - tłumaczy jeden ze śledczych.
W Prokuraturze Okręgowej w Bydgoszczy były już prowadzone podobne śledztwa. Ostatnią tak dużą sprawą było zatrzymanie w grudniu ubiegłego roku dwóch mieszkańców Inowrocławia. To nie złotnicy, ale... złotem też się zajmowali.
Białe kołnierzyki
Przemysław Ś. i Jakub Ch. handlowali granulatami metali szlachetnych. Noga powinęła im się, gdy inspektorzy UKS-u poinformowali bydgoską prokuraturę o podejrzanych transakcjach dokonywanych przez ich spółki. W zatrzymaniu uczestniczyli też agenci Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
- Firmy wystawiające faktury VAT tytułem sprzedaży złota i srebra nie składały deklaracji podatkowych - mówi Maciej Karczyński, rzecznik prasowy ABW. - Nas tępnie otrzymywały płatności w gotówce za sprzedany towar - dodaje Karczyński.
Zarzuty w tej sprawie usłyszało jedenaście osób. Dotyczą one wystawiania fałszywych faktur na ponad 35 mln złotych. Na poczet dokonanych przestępstw zabezpieczono między innymi drogie auta, kilogram złota i ponad 10 kg srebra.
Pranie pieniędzy to obok wyłudzeń VAT-u najczęściej popełniane przestępstwa gospodarcze. W ubiegłym roku prokuratura w okręgu bydgoskim prowadziła dwadzieścia spraw o pranie pieniędzy. Lwia część dotyczy wyłudzeń podatkowych. Najczęściej piorą firmy handlujące złomem i paliwami. - W tym węglem - zaznacza Marek Dydyszko, zastępca Prokuratora Okręgowego w Bydgoszczy.
Po raz pierwszy terminu "pranie brudnych pieniędzy" użyto w USA w latach 30. XX wieku. Najsłynniejszy chicagowski gangster zarabiał wówczas miliony. Zyski płynęły z hazardu oraz handlu alkoholem, nielegalnego przecież w czasach amerykańskiej prohibicji. Capone wpadł w końcu na pomysł, w jaki sposób ukryć lewe dochody.
- Pieniądze z przestępstw lokowano w sieci pralni chemicznych. Stąd nazwa - wyjaśnia Dydyszko. - Codziennie do utargu każdej pralni dopisywano jakieś drobne kwoty, by ukryć lewe dochody.
Co do wyłudzeń VAT-owskich, jako jedni z pierwszych w Polsce skoku na duże pieniądze z nienależnego podatku próbowali dokonać właśnie oszuści z Bydgoszczy. To historia z lat 90. W dokumentach firmowych wszystko się zgadzało: za milion dolarów została sprowadzona do kraju z USA specjalistyczną maszynę przemysłowa. Sprzęt miał jechać dalej, na Litwę. Bydgoska skarbówka wypłaciła z tego tytułu gigantyczne na owe czasy pieniądze, 200 tysięcy dolarów tytułem zwrotu podatku. Po latach wyszło, że nie było żadnej maszyny, a przedsiębiorstwo na Litwie to też tylko przykrywka do dokonania przestępstwa. Wielka mistyfikacja się powiodła.
Z boku lepiej widać?
Śledztwo w sprawie jubilera z Bydgoszczy prowadzi jednak nie bydgoska, a gliwicka prokuratura. - To duże postępowanie, a charakter dokonywanych przestępstw wychodzi poza właściwość terytorialną jednej prokuratury - wyjaśnia Piotr Żak z V wydziału śledczego prokuratury gliwickiej. I dodaje: - Podejrzani posługiwali się różnymi narzędziami, w tym dostępnymi w internecie. Prowadzili interesy z firmami z zagranicy. Karuzeli podatkowych, za pomocą których dokonywano wyłudzeń, z natury rzeczy nie można przypisywać do jednego regionu czy województwa. Operowali na terenie całego kraju.
Dyskretne sąsiedztwo
O Piotrze G., ambitnym uczniu właściciela jednego z najstarszych zakładów jubilerskich w Bydgoszczy, prokuratorzy nie mówią. Informację, że chodzi o tego jubilera, podała "Gazeta Wyborcza". Śledczy zasłaniają się dobrem postępowania. Wiadomo, że G. od 2011 roku miał własny zakład.
Zobacz także: Zatrzymano 21 osób z naszego województwa! Wielka akcja CBŚP i policji z Bydgoszczy [zdjęcia, wideo z zatrzymania]
Punkt działa w najlepsze
- Wybaczy pan, ale na ten temat nie zamierzam rozmawiać - mówi pracownica zakładu G. Stoi za przeszkloną ladą. Na aksamicie złocą się i srebrzą najprzedniejsze błyskotki. Duma zakładu. Pytania o właściciela, o sprawę gliwicką pozostają bez odpowiedzi. Wchodzi klientka. Przynosi kolczyki do naprawy. Gdy zostaje obsłużona, pracownica daje znak, że nic więcej nie powie: - Do widzenia.
Nieco bardziej rozmowni są jubilerzy z sądziedztwa. Ale też cedzą słowa.
- Co tu można powiedzieć? Sąsiad - mówi jeden z okolicznych złotników. - Uprzejmy, sympatyczny, skromny chłopak. Ale przy tym dość obrotny. Zresztą dzisiaj młodzi inaczej prowadzą biznes. Ale moją rolą nie jest wściubianie nosa w czyjeś interesy. Jak sobie ściele, tak się wyśpi. Swoją drogą, przez myśl by nie przeszło, że może sobie na boku coś tam kombinować. Nie obnosił się nigdy z pieniędzmi. Nie miał takiego stylu.
Wszystkich siedmiu aresztowanych w tej sprawie to mieszkańcy Bydgoszczy i okolic. Zdaniem gliwickich prokuratorów kierowana z tego miasta sieć współpracowników oplatała cały kraj.
- W tej sprawie przeszukano pięćdziesiąt miejsc związanych z prowadzeniem nielegalnej działalności, w tym biur rachunkowych oraz siedzib podmiotów gospodarczych wykorzystywanych do popełniania przestępstw - dodaje rzecznik śląskiej prokuratury. - By uwiarygodnić swoją działalności i ukryć oszustwa, gang korzystał z pomocy wyspecjalizowanych biur rachunkowych i doradców podatkowych - dla PAP wypowiedział się Robert Horosz z zespołu prasowego Centralnego Biura Śledczego Policji.
Błyskotki wyprowadzano za granicę w ramach transakcji wykorzystujących przepisy "wewnątrzwspólnotowego obrotu metalami szlachetnymi".
Aresztowanym grozi do 10 lat więzienia.
