
- Gdyby nie odejście do Wrocławia, to dzisiaj nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem, i dla Zielonej Góry nie zrobiłbym tego, co zrobiłem po powrocie - mówi Piotr Protasiewicz. W piątek, 25 stycznia 2019, legenda Falubazu Zielona Góra kończy 44 lata.
Patryk Dudek i Piotr Protasiewicz o swoim stanie zdrowia, barażach i przyszłym sezonie w klubie Falubaz Zielona Góra. WIDEO:

Pierwszy sport to... - Piłka nożna na boisku „Pod Hubą”, na dużym wyzwaniu, z dużą adrenaliną. Na osiedlu każdy, kto miał piłkę skórzaną, której ja - niestety - nie miałem, to był gość! Na podwórku żeśmy się zbierali i klepali od rana do wieczora, z boiska żeśmy nie schodzili - Piotr Protasiewicz (rocznik 1975) wspomina czas dzieciństwa w Zielonej Górze, gdy miał 5-7 lat. Swoich sił próbował też w kartingach czy narciarstwie. Pierwszy motocykl to... - Zielona motorynka. Tata gdzieś mi ją wyczarował, złożył. Miałem wtedy siedem lat. I tak się zaczęło. Później były simsony, motocykle crossowe, Puchary Polski w rajdach obserwowanych, kartingi - wylicza pan Piotr.

- Mój tata też jeździł na żużlu. Często bywaliśmy w domu u Zbyszka Marcinkowskiego, świetnego żużlowca przed laty, medalisty mistrzostw świata par, wielkiej legendy. W tamtym okresie tata dużo pracował z Andrzejem Huszczą, na zawody razem jeździli. A z racji tego, że nasi rodzice spotykali się bardzo często, miałem przyjemność oglądania przygotowania sprzętu, warsztatu żużlowego, treningów na motocyklu. Miałem też przyjemność bycia blisko Andrzeja Huszczy, legendy, bożyszcza w tamtych czasach. Powoli zaczynało to kiełkować, aczkolwiek tata regularnie mnie temperował, że to nie jest kierunek, który jemu się podoba. Ale nie udało mu się tak do końca... - uśmiecha się pan Piotr.

Dzięki ojcu, Pawłowi Protasiewiczowi, zdobywał jednak cenne doświadczenie. Do 15. roku życia dosiadał wielu motocykli. Zaczął też poważnie jeździć na kartingach. Brał udział w różnych imprezach motocyklowych... - Do szkółki trafiłem jako chłopak, który był przygotowany pod motocykl żużlowy. W wieku 15 lat, pod koniec wakacji, po wielkich bojach z tatą, udało mi się, dostałem zgodę, żeby siąść na ten motocykl. Pierwszy trening w formie nagrody, później kolejne - opowiada pan Piotr. - Byłem pod ręką Jana Grabowskiego, nieodżałowanego, i uważam, że jeśli chodzi o naukę jazdy młodych adeptów, przeprowadzenie do licencji i pilnowanie ich w okresie pierwszych startów, to jednego z najlepszych w Polsce i na świecie też. Absolutnie świetny człowiek. Trafiłem pod jego skrzydła, bardzo szybko licencję zdałem, no i... zaczęły się schody.