Ten sposób myślenia prezentuje Grażyna Jonowska - niegdyś korespondentka "Gazety Pomorskiej", dziś związana z "Gazetą Nowomiejską". Podjęła bowiem trud przypomnienia osoby twórcy i jego dzieła - Józefa Leliwy-Piotrowicza.
Piszemy o tym ze szczególną emocją, bowiem "Gazeta Pomorska" i niżej podpisany mieli, przynajmniej drobny udział w podjęciu tej inicjatywy.
Jakieś dziesięć lat temu wraz ze Stanisławem R. Ulatowskim z Nowego Miasta Lubawskiego natrafiliśmy na zapiski, znalezione na strychu. W części uratował je przez zniszczeniem Marian Piotrowicz. Przyniósł, pokazał. Lektura była pasjonującą - nauczyciel, krajoznawca, regionalista, przede wszystkim wielki patriota, spisywał rozmaite wydarzenia o różnej skali zainteresowania. Od przyjazdu naczelnika Józefa Piłsudskiego do Nowego Miasta i Lubawy, po historię tzw. paskarzy, przemycających przez granicę polsko-pruską rozmaite towary.
Grażyna Jonowska miała więc niezwykle interesujący materiał badawczy, ale poszła nieco inną drogą. Przede wszystkim postarała się o przybliżenie sylwetki swojego bohatera, pracującego m.in. w szkole w Cichem!!!
Dotarła do żyjących jeszcze członków rodziny Józefa Leliwy-Piotrowicza, próbując poukładać ostatnie dni życia intelektualisty, który ostatnie chwile spędził w obozie koncentracyjnym Hohenbruch pod Królewcem.
Równie interesująca jest działalność bohatera książki, opisana w kilku rozdziałach. Grażyna Jonowska opowiada o jego pasji zbierania legend, opracowywania ich. Przypomina zbiorek jego autorstwa "Ziemia Lubawska w legendzie", niektóre z nich cytuje, - warto się z nimi zapoznać.
Autorka przypomina także postać regionalisty, miłośnika przyrody, krajobrazu. Z całą pewnością był krajoznawcą, o czym świadczą m.in. przewodniki. "Pojezierze Brodnickie", książka z 1935 roku, to po prostu rarytas bibliofilski. Z tekstów Józefa Leliwy-Piotrowicza korzystało później wielu innych autorów przewodników.
Autorka książki "Józef Leliwa-Piotrowicz, kronikarz Ziemi Lubawskiej" uczyniła pierwszy krok, przypominając ważną postać regionu. Czas na kolejne, równie udane inicjatywy wydawnicze. Na dokładne opracowanie czekają materiały, które kiedyś publikowałem w "Pomorskiej" pt. "Zapiski znalezione na strych". Należałoby zastanowić się na wydanie reprintów legend i przewodników. Ten pomysł kierujemy pod adresem nowych władz samorządowych, towarzystw kulturalnych, organizacji pozarządowych. Fakty są bowiem następujące - autorka własnym sumptem wydała książkę niezwykle ważną dla historii miasta i regionu. Może teraz więcej inicjatywy wykaże miasto? Wierzę, że przyszłość i rozwój miasta nie przesłoni interesujących tajemnic z nie tak odległej historii.