57-letnia pani Władysława od sobotniego popołudnia uskarżała się na silne bóle brzucha. Jej stan zaniepokoił mieszkające z nią dorosłe córki. Tym bardziej że mama od lat była osobą bardzo schorowaną. Cierpiała na cukrzycę, miała amputowaną nogę, a niedawno wszczepiono jej również stymulator serca.
Ponieważ mama czuła się coraz gorzej, kobiety wezwały karetkę. Odmówiono im jednak przyjazdu. Dyspozytor - jak wynika z relacji córek - tłumaczył zdenerwowanym kobietom, że do bólu brzucha pogotowie nie przyjeżdża.
One jednak nie dawały za wygraną. Wiedziały, że z ulicy Piaski - gdzie mieszkają - nie dadzą rady same przetransportować mamy do szpitala na drugi koniec miasta, a nie mają samochodu. - Dzwoniłyśmy wiele razy - podkreśla jedna z córek 57-latki.
Gdy rano okazało się, że stan ich mamy jest jeszcze gorszy, córki postanowiły zawieźć ją do lekarza taksówką. Taksówkarz, a zarazem przewodniczący osiedla Ryszard Jentek uznał jednak, że kobiety nie powinno przewozić się w tym stanie zwykłym samochodem. O interwencję poprosił osiedlową radną Renatę Garsztkę, która - jak sama przyznaje - stanowczo domagała się przyjazdu pogotowia i w końcu udało jej się „załatwić” karetkę . Było między godziną 17 a 18.
Wcześniej, jak tłumaczy wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Renata Garsztka, odbyła nieprzyjemną rozmowę z dyspozytorem, który zarzucał jej, że nie jest członkiem rodziny pacjentki.
- Podkreślałam, że chodzi o moich wyborców, że to mój obowiązek, żeby im pomóc - mówi. I choć zdecydowana postawa radnej poskutkowała, 57-latka przed przyjazdem karetki cierpiała prawie dobę. Niestety, serce pleszewianki nie wytrzymało. Pani Władysława zmarła w poniedziałek, a córki mają żal, że nikt nie chciał pomóc ich cierpiącej mamie.
W tej sprawie pleszewski szpital pomóc nie mógł. Nie ma już bowiem żadnego wpływu na obsługę telefonicznych zgłoszeń.
- Wdrożenie projektu centralizacji dyspozytorni medycznych przez wojewodę spowodowało, iż od 1 września 2015 roku w PCM przestała funkcjonować dyspozytornia, a wezwania pod numer alarmowy 999 lub 112 przyjmowane są przez dyspozytora scentralizowanej dyspozytorni w Kaliszu - wyjaśnia nam Ireneusz Praczyk z Pleszewskiego Centrum Medycznego.
Oznacza to, że każdy mieszkaniec powiatu, próbując wezwać karetkę, uzyska połączenie z tamtejszym dyspozytorem, który może zadysponować jeden z zespołów ratownictwa medycznego stacjonujących przy pleszewskim Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. - Jest to zatem decyzja dyspozytora z Kalisza i my nie mamy na nią wpływu - podkreśla Ireneusz Praczyk.
To informacja o tyle ważna, że dyspozytor pogotowia nie zna przecież naszej sytuacji. Dlatego powinniśmy przekazać mu jak najpełniejszą informację na temat tego, w jakim stanie jest pacjent, co mu dolega, na co choruje i jakie są możliwości jego transportu. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że nierzadko dyspozytor stoi przed trudną decyzją - jeśli wyśle karetkę do nas, może się okazać, że zabraknie jej, gdy dojdzie do jakiegoś wypadku.
Rzecznik prasowy Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu Tomasz Stube tłumaczy, że w razie zastrzeżeń rodzina pacjenta zawsze może złożyć skargę bezpośrednio do wojewody. Ważne, by zawrzeć w niej nie tylko opis przypadku, ale także dokładną datę i godzinę zdarzenia - tak by sprawę można było odszukać i zbadać. Kobiety jak dotąd nie zdecydowały się na taką interwencję.