– Myślałam, że to tylko plotki, ale jednak nie. Osiedle Bohaterów, inwazja pluskiew, ponoć włażą przez okna, balkony. W życiu nie miałam z nimi do czynienia. Mamy tylko nowe meble, a te paskudy urzędują sobie w kanapach i gryzą wszystkich bezlitośnie (ponoć nie lubią zapachu chmielu). Macie jakieś sprawdzone sposoby na tych skubańców? Syn i ja cali pokąsani, gorzej niż przez komary na Mazurach – napisała pani Anna na forum Fordon na co dzień.
Aby rozwiązać problem, skontaktowała się z administracją osiedla. Blok podlega pod Fordońską Spółdzielnię Mieszkaniową. W administracji usłyszała, że jeżeli problem występuje tylko w jednym mieszkaniu, to należy rozwiązać go indywidualnie. Sprawy jednak nie zlekceważono i poproszono ją o wywiad u sąsiadów. Administracja cały czas jest w kontakcie z mieszkanką.
– Jednych nie zastałam, część nie była chętna do rozmowy, a inni mówili, że nie mają takiego problemu. Pewnie nie wszyscy też wiedzą, jak wygląda pluskwa. Mieszka u nas wiele starszych, samotnych osób. Jedna z pań cierpi też na syndrom zbieractwa – opowiada nam bydgoszczanka.
Sąsiedzi nic o pluskwach nie wiedzą, ale po wpisie do pani Ani zgłosiło się wiele osób z osiedla, które również mają podobny problem w swoich mieszkaniach. – Nam udało się go rozwiązać, bo zauważyliśmy go stosunkowo wcześnie. Zastosowałam środki chemiczne plus parownicę. Wyrzuciłam kanapę, choć była kupiona rok temu. Po tej historii z pogryzieniami nie chcę ryzykować, że coś tam jeszcze w szczelinie zostanie – stwierdza.
Na razie problem zniknął, ale pani Ania planuje powtórzyć procedurę tępienia szkodników. W spółdzielni ostatnio nie zanotowano podobnych zgłoszeń, ale każde traktowane jest poważnie.
– Jeżeli otrzymujemy sygnał o prusakach, pluskwach czy karaluchach, reagujemy natychmiast. W przypadku piwnic czy klatek jest to prostsze niż w przypadku mieszkań. Jesteśmy w stanie z własnych środków zdezynfekować części wspólne, natomiast do mieszkań lokatorzy muszą wpuścić firmy dezynfekujące i za to zapłacić – tłumaczy Zbigniew Sokół, prezes zarządu FSM.
Pani Ania na razie poradziła sobie z pluskwami, ale prezes w przypadku powrotu problemu, zachęca do kontaktu i zapewnia udzielenie pomocy. Fakt, że mieszkańcy nie zgłaszają takich spraw nie oznacza, że w żadnym innym mieszkaniu nie muszą się z tym borykać. Wiele osób nie chce przyznać się do tego, że pojawiło się u nich jakieś robactwo, choć powód jego pojawiania się bywa różny i musi mieć związku z brakiem porządku.
– To wciąż wstydliwy problem, a w takich sytuacjach trzeba reagować natychmiast. Opóźnienie działania powoduje, że paskudztwo rozmnaża się w ciągu geometrycznym. Jeżeli w budynku wielorodzinnym zaczyna się taki problem, musimy współpracować z mieszkańcami – tylko wspólna walka pomoże go rozwiązać – zaznacza prezes.
Jak mówi, ma to również przełożenie na kwestie finansowe, bo jeżeli nie wyeliminuje się źródła problemu, to za jakiś czas powróci, a to oznacza dodatkowe koszty, które w końcowym rozrachunku poniosą sami mieszkańcy.
