Do wypadku doszło w połowie lutego. Na dziewięciu pracowników firmy, która stawiała rusztowanie runęło blisko 30 ton stali. Na szczęście nikt nie zginął. Jeden z robotników był w stanie ciężkim, choć nie zagrażającym życiu.
Zdaniem Sławomira Sakrajdy, zastępcy okręgowego inspektora pracy do spraw nadzoru, stwierdzono sporo uchybień w pracy nad budową konstrukcji. Chodziło m.in. o brak zabezpieczeń zbrojenia przed utratą stabilności (takiego zabezpieczenia nie było nawet w planach), złą koordynację robót i brak nadzoru. To właśnie osobom nadzorującym przedstawiono zarzuty. Trzy z nich odpowiedzą przed sądem grodzkim, pozostałe mają zapłacić mandaty, łącznie 4 tysiące złotych.
Mimo to nie znaleziono bezpośredniego winnego - robotnika w ubraniu firmy ciesielskiej, który odkręcił śruby zabezpieczające rusztowanie. Podobno też był ranny, ale jeden z świadków zeznał, że odprowadzono go nie do karetki, ale na skarpę drogową. Co się z nim stało, nie wiadomo.
Dochodzenie w sprawie katastrofy prowadzi nadal Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Południe. Na razie nie postawiono nikomu zarzutów, a śledztwo ma zakończyć się za miesiąc.