Wojskowi przygotowują się do pogrzebu pilota por. Roberta Wagnera, który zginął w katastrofie. W czwartek rozpoczną się uroczystości pożegnalne w 49 Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim. Następnie trumna zostanie przetransportowana do Warszawy i do Legionowa, gdzie w piątek odbędzie się pogrzeb z udziałem Bogdana Klicha, ministra obrony narodowej.
Tymczasem - jak zapewniono nas w szpitalu - poprawia się stan zdrowia rannych w wypadku.
Wrakiem śmigłowca bojowego Mi 24, który w piątek wieczorem rozbił się na poligonie zajmują się specjaliści z Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Szczątki maszyny nadal znajdują się w miejscu katastrofy. - To pierwszy etap naszej pracy, zbieramy ślady i dokumentujemy je - mówi płk Zbigniew Drozdowski, szef komisji. Nie wiadomo też, kiedy szczątki zostaną przewiezione do hangaru na inowrocławskim lotnisku.
W obu pułkach śmigłowców bojowych (w Inowrocławiu i Pruszczu Gdańskim) przebywał wczoraj gen. broni Waldemar Skrzypczak, dowódca Wojsk Lądowych.
Wczoraj ustalaliśmy, czy śmigłowiec bojowy Mi 24 był ubezpieczony. W Dowództwie Wojsk Lotniczych powiedziano nam, że wojskowe samoloty nie są objęte ubezpieczeniem. Każda katastrofa - jak np. ubiegłoroczny wypadek samolotu transportowego CASA - traktowana jest jako szkoda w mieniu wojskowym.
- Samochody ubezpiecza jednostka, ale śmigłowce - proszę pytać wyżej - poradził "Pomorskiej" major Krzysztof Flis z 49 pułku.
W biurze prasowym Dowództwa Wojsk Lądowych usłyszeliśmy, że - zgodnie z tzw. konwencją chicagowską (Konwencja o międzynarodowym lotnictwie cywilnym z grudnia 1944 r. - przyp. Lau.) - tylko samoloty komercyjne objęte są ubezpieczeniem. A wojskowe - nie.
Z oficjalnego wykazu uzbrojenia z 2007 r. wynika, iż polska armia posiadała 32 śmigłowce Mi 24, z czego kilka używanych jest obecnie w Afganistanie i Czadzie.
- Każda strata mienia wojskowego niesie utrudnienie w szkoleniu i wykonywaniu obowiązków - dodał mjr Flis.