Dwa tygodnie z pamiętnika gimnazjalistki
14 listopada 2002 r.
Wczoraj w domu oglądaliśmy na wideo amerykański film "Podaj dalej". Mój tata powiedział, że to czułostkowa bzdura. A mnie się podobał. Właściwie to obejrzałam go dla Kevina Spacey. On jest wspaniały! Gra tam nowego nauczyciela gimnazjum w Las Vegas, samotnika o twarzy oszpeconej bliznami pooparzeniowymi. Któregoś dnia daje swoim uczniom zadanie. Mają wymyślić sposób na ulepszenie świata. Jeden z nich, 11-letni Trevor wpada na pomysł stworzenia czegoś na kształt łańcuszka pomocy... Ten system rozprzestrzeniania dobra miałby zostać uruchomiony przez uczynienie czegoś dobrego trzem wybranym osobom. Te trzy osoby następnie zrobiłyby przyjemność dziewięciu kolejnym, a te dziewięć...
Trevor zaczyna swój szlachetny pomysł wprowadzać w życie. Bezdomnego narkomana zaprasza do domu, pozwala mu zanocować i jeszcze tego samego dnia przedstawia mu swój plan. Ten podejmuje wyzwanie. Najpierw potajemnie naprawia matce Trevora samochód, potem ratuje przypadkowo spotkaną dziewczynę przed samobójstwem. Ta prowadzi dalej grę pomagając kolejnej osobie. I tak zaczyna się tworzyć sieć dobrych uczynków.
Wbrew temu co tata o tym filmie powiedział, tytułowe "podaj dalej" zaintrygowało mnie. A gdybym ja tak spróbowała? Ile dobra można by uczynić w ten sposób! Ilu ludzi można by uszczęśliwić! Trevorowi udało się to gdzieś w Ameryce, ja mogłabym to zrobić tu w Bydgoszczy. Pomóc trzem osobom i poprosić, by one pomagały następnym.
15 listopada
Dziś przed lekcją polskiego opowiedziałam w klasie o moim pomyśle. Część obecnych w ogóle mnie nie słuchała. Chłopcy, którzy widzieli film, stwierdzili, że był denny, więc zawyrokowali, że i mój plan też jest bez sensu.
- Chcesz być drugą Matką Teresą z Kalkuty? - żartował sobie ze mnie Michał, mój najlepszy kolega.
Wygłupiłam się przed cała klasą, nie ma co.
17 listopada
Wczoraj opowiedziałam mamie, jaka klęska mnie spotkała.
- Świat jest do kitu, bo każdy myśli tylko o sobie - zwierzyłam się jej.
Mama się roześmiała: - Jak chcesz reformować świat, to może zacznij od siebie.
To będzie dużo łatwiejsze niż namawianie innych do dobrych uczynków - uśmiechnęła się układając w szufladzie platerowe łyżeczki.
W tym momencie przypomniało mi się, że już dawno obiecałam jej, że wyczyszczę platery specjalna pastą, ale do tej pory tego nie zrobiłam...
18 listopada
Łyżeczki lśnią jak prawdziwe srebro. Wyczyściłam je dziś zanim mama wróciła z pracy.
Jestem z siebie zadowolona.
Pomyślałam znowu o filmie. Może jakiś klucz otworzył drzwi do tej części mojej duszy, która była odpowiedzialna za chęć czynienia dobra. Chyba oszalałam. Głupie łyżeczki nic nie znaczą. Muszę znaleźć trójkę ludzi w potrzebie, pomóc im najlepiej jak potrafię i powiedzieć, żeby podali dalej. Koniec, kropka. Muszę i koniec. Najlepiej już jutro.
19 listopada
Przez cały dzień nikomu nie pomogłam. Może nie potrafię? Po lekcjach jechałam do Empiku busikiem na angielski. Na przystanku postanowiłam sobie, że ustąpię miejsca komuś starszemu, albo matce z małym dzieckiem, najlepiej na ręku. Wsiadam do autobusu, w środku siedzą dwie osoby. Pozostałe miejsca wolne. Nie ma komu ustąpić.
Następny pomysł, jaki wpada mi do głowy jest tak głupi, że dziecko z przedszkola wymyśliłoby coś lepszego. Przeprowadzę przez ulice staruszkę, najlepiej taka poruszającą się o lasce. A tu jak na złość żadnej staruszki. Ani staruszki, ani laski.
Gdyby tak uratować kogoś z pożaru. Ale skąd tu pożar? Chyba, że sama podłożę ogień.
Jest już późno, piszę bzdury. Czas spać. Dobranoc, mój pamiętniku. Twoja Nienormalna Zuzia.
22 listopada
Czytałam w gazecie o jakiejś lekarce z Bydgoszczy, która postanowiła za darmo badać noworodki. Kobieta codziennie przychodzi do pracy i charytatywnie przyjmuje pacjentów. Nie zarabia żadnych pieniędzy, bo jej kasa chorych za to nie płaci. To się nazywa poświęcenie.
25 listopada, rano po śniadaniu
Wpadłam na pomysł, żeby oddać swój szpik kostny komuś, kto choruje na białaczkę i czeka na przeszczep. Mama powiedziała, że to niemożliwe, bo nie mam jeszcze 18 lat. A poza tym prawdopodobieństwo, że mój szpik komuś się przyda jest jak 1 do miliona czy do 100 tysięcy.
Wieczorem
A może rację ma moja mama, która mówi, że nie zawsze można znaleźć potrzebującego tam gdzie się go szuka, bo on może być zupełnie gdzie indziej. Muszę mieć oczy otwarte!
l grudnia
Dziś po południu była u mnie Ewa. Przyniosła mi zeszyt z fizyki, który pożyczyłam jej wczoraj w szkole. Już miała wychodzić, gdy zapytała nieśmiało czy mogłabym jej wytłumaczyć zadanie na bilans ciepły, bo dla niej to czarna magia. Siedziałyśmy nad tymi zadaniami ponad godzinę. Przepadł mi dzisiejszy odcinek mojego ulubionego serialu w telewizji BBC o dinozaurach. Ale wcale nie jest mi z tego powodu smutno. Przeciwnie. Ta Ewka taka miła, wcześniej tego w szkole nie zauważyłam, bo prawie nigdy z nią nie rozmawiałam.
2 grudnia
Ewka dostała z kartkówki czwórkę z plusem. Cieszę się. Pan od fizyki od razu sprawdził i ze zdziwieniem oddał Ewie jedną z najlepszych prac. Ona obróciła się do mnie z wyrazem szczęścia na twarzy. Na przerwie podeszła i zapytała jak może mi się zrewanżować. I wtedy jakby mnie olśniło. Powiedziałam jej: po prostu podaj dalej. Trochę dziwnie na mnie spojrzała, ale kiedy wytłumaczyłam jej o co chodzi powiedziała, że z przyjemnością to zrobi. Czy to nie wspaniałe?!
Podaj dalej
Zuzanna Bujakiewicz, kl. II c, Gimnazjum nr 32 w Bydgoszczy