Informacje o rezygnacji miasta z pojemników do selektywnej zbiórki odpadów pojawiła się w listopadzie na oficjalnej stronie Urzędu Miasta. O sprawie pisaliśmy już na łamach "Gazety Pomorskiej". Zbigniew Pałka, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej bydgoskiego ratusza tłumaczył wtedy, że pojemniki znikną, bo miasto szuka oszczędności, a ich utrzymywanie przestało się opłacać.
Spalarni zabraknie śmieci?
Decyzja miasta spowodowała ostrą reakcję ekologów: - Bydgoszcz musi na gwałt zwiększać liczbę odpadów komunalnych, żeby zapewnić odpowiednie funkcjonowanie spalarni śmieci - uważa Marek Zientak z Bydgoskiego Forum Ekologicznego. - Przepustowość spalarni zaplanowano na 180 tysięcy ton odpadów rocznie, gdy aglomeracja bydgoska i toruńska są w stanie wspólnie wyprodukować tylko 130 tysięcy ton - przekonuje.
Podobnego zdania jest Maciej Jasiński ze Stowarzyszenia Rozwoju Kapuścisk. - Miasto zbuduje spalarnię za kilkaset milionów złotych, która nie będzie działała na sto procent, bo zabraknie śmieci do spalania.
Zdaniem Janusza Bordewicza, pełnomocnika prezydenta do spraw realizacji projektu, spalarni nie zabraknie paliwa.- Wszystko było dokładnie analizowane. Gdybyśmy nie mieli zaplanowanej odpowiedniej ilości śmieci, w ogóle nie ruszalibyśmy z budową spalarni - zapewnia.
A dyrektor Pałka argumenty ekologów nazwał wczoraj "absurdem". - Przecież spalarnia powstanie dopiero za 4 lata. To byłoby dziwne, gdybyśmy już teraz mieli gromadzić śmieci do spalarni - stwierdza.
Firmy łaski nie robią
- System selektywnej zbiórki odpadów funkcjonuje w Bydgoszczy już od dawna. Jest szczelny i jeśli nawet wycofamy nasze pojemniki z ulic, nie załamie się - tłumaczy Pałka. - Każdy bydgoszczanin ma możliwość selektywnej zbiórki śmieci. W przypadku domków jednorodzinnych są to specjalne worki. Mieszkańcy bloków mogą wrzucać posegregowane śmieci do pojemników wystawianych przez firmy. Zgodnie z prawem, odbieranie selektywnie zebranych odpadów komunalnych jest ich obowiązkiem - dodaje
Jak informuje Zbigniew Pałka, miasto jest właścicielem 800 tzw "dzwonów" do segregacji śmieci. - To niewielka część wszystkich pojemników. W dodatku 260 z nich w ogóle nie wystawiamy. Są to pojemniki zbudowane z siatki, z których wypadały foliowe worki. Jeżeli nie znajdziemy nabywców, trafią na złom - informuje.
Nie wiadomo też, jaki będzie los "dzwonów". Na te pojemniki miasto także próbuje znaleźć chętnych. - Jeżeli się nie uda, będą stały na ulicach do całkowitego zużycia - wyjaśnia dyrektor Pałka.
Zbigniew Pałka mówi też, że mieszkańcy nie stracą możliwość segregowania śmieci. - Jeśli nawet nasze pojemniki znikną, to administrator budynku powinien zwrócić się o pojemniki do firmy zajmującej się wywozem odpadów. Gdy odmówi, prosimy o sygnał do naszego wydziału. Będziemy interweniować - dodaje dyrektor.