O godz. 1.00 w nocy ze środy na czwartek miasto spało. Na ulicach Grudziądza, choć to samo centrum, było całkiem pusto. Posterunkowy Henryk Sokołowski i sierżant Dariusz Beszczyński patrolowali ulicę Wybickiego. Kiedy przejeżdżali koło zakładu karnego, jakieś sto metrów przed radiowozem przebiegło... dziecko.
Czterolatek ubrany był tylko w śpioszki, nie miał spodenek, ani bucików. Nie pamiętał swojego imienia, nie wiedział, gdzie mieszka... Na ulicy szukał zgubionej zabawki.
Policjanci zabrali malucha do auta. Okryli polarem, rozgrzewali jak mogli.
Gdy chłopiec trafił do szpitala, rozpoczęto poszukiwania jego rodziców. Do mieszkania, z którego wyszedł chłopiec funkcjonariuszy doprowadził pies tropiący. Gdy byli już niemal u drzwi, z kamienicy wybiegła 25-letnia matka dziecka, która właśnie zauważyła, że chłopca nie ma w domu. Kobieta miała ponad promil alkoholu.
Jak się potem okazało, matka chłopca zajmowała się nim tylko czasowo, bo już wcześniej jej prawa rodzicielskie ograniczył sąd. Opiekę nad małym Gracjanem oficjalnie sprawowała ciotka. Ponieważ i ona nie sprawdziła się w roli "zastępczej" matki, w czwartek sąd rodzinny zdecydował o natychmiastowym umieszczeniu chłopca w placówce opiekuńczo-wychowawczej.