Chodzi o pozew, jaki złożyła na policji działaczka PO z Chojnic. I mundurowi chcą to wyjaśnić. Cejrowski wkurza się jednak o to, że policjanci nie informują go oficjalnie, o co chodzi, nie przysyłają na adres zameldowania wezwania na przesłuchanie, tylko depczą mu po piętach w czasie jego prywatnych i biznesowych wypadów.
- Kiedy kilka tygodni temu przyjechał do mnie na wioskę patrol - dwie osoby w radiowozie - i chciały się umówić na przesłuchanie, "w związku z jakąś sprawą w Chojnicach", myślałem, że chodzi o fotoradar, a policjanci nie informowali mnie o szczegółach. Poprosiłem, by osoba która chce mnie przesłuchać, wysłała normalne wezwanie normalną drogą pod adres zameldowania, gdzie bardzo skrupulatnie odbieram pocztę. Policjanci odjechali. Dlaczego ktoś ich wysłał na wioskę, gdzie nie jestem zameldowany, lecz przyjechałem w odwiedziny do rodziny? Skąd wiedzieli, że będę właśnie wtedy u rodziny? - pisze Cejrowski.
Zobacz: Przyjechał na boso w dniu swoich urodzin. Wojciech Cejrowski spotkał się z mieszkańcami Chojnic [zdjęcia, wideo]
Ostatnio sytuacja powtórzyła się w Gdańsku, gdzie Cejrowski przebywa na Jarmarku Dominikańskim. Tam WC znów został zaczepiony przez policję i dowiedział się, że chodzi - "o paragraf dotyczący agitacji wyborczej, a konkretnie o mój film "Nie wybierajcie śmieci".
- Najpierw za Jaruzelskiego, potem za Kwaśniewskiego, teraz za Komorowskiego wysyłają na mnie patrole - skarży się. I pyta. - Jaruzel, Kwach i Komor - dynastia czy jak?
Na policję sprawę zgłosiła chojniczanka, której nie podobało się, że Cejrowski zniszczył publicznie plakat wyborczy Komorowskiego, po czym w krótkim czasie ktoś zniszczył plakaty wyborcze prezydenta na jej płocie.
Czytaj e-wydanie »